niedziela, 16 września 2012

Początek

Bez zbędnych formalności. Zaczynam.

______________________

Łzy spływały po policzkach rudej dziewczynki i kapały na kartki otwartego zeszytu. Jechała czarnym samochodem razem z niezwykle poważnym i niewzruszonym panem ubranym na czarno. Sądzili, że nie rozumie tego co się stało, ale ona rozumiała doskonale. Straciła wszystko co miała. Straciła rodzinę. Jej rodzice i jeszcze nie narodzone rodzeństwo zginęli w wypadku. Nie wiadomo co się stało. Wszyscy podejrzewali, że samochód wpadł w poślizg na oblodzonej nawierzchni.

-Dziecko nie płacz-mruknęła kobieta siedząca obok tęgiego mężczyzny prowadzącego samochód i wygięła wargi w czymś co zapewne miało być pełnym współczucia uśmiechem.

Była z sierocińca do ktorego jechali. Tym właśnie teraz była. Sierotą. Widać było, że ta praca nie służyła dobrze kobiecie. Dziewczynka podejrzewała, że gdyby mogła to sama zaadoptowała by wszystkie dzieci ze sierocińca. Na taką osobę wyglądała ta kobieta.

-Nie martw sie dziecko. Na pewno przy najbliższej okazji ktoś cię weźmie - wtrącił się mężczyzna prowadzący samochód.

-Leon!-syknęła brunetka.

-No co?-odparował zerkając na chwilę w jej stronę.

Rudowłosa uśmiechnęła się bezwiednie. To było prawdziwe kochające się małżeństwo. Takie jak jej rodzice. Zielonooka dziewczynka pragnęła kiedyś związać się z kimś tak, by szczerze go kochać, z wzajemnością. Na kartki jej zeszytu skapnęły kolejne gorzkie łzy.
Oczywiście to nie był zwykły zeszyt. Notesik w najzwyklejszej zielonej okładce był pamiętnikiem dziewczynki. Cofnęła się o jedną stronę. Był tam wpis z datą wypadku.

Kochany pamiętniczku!
Dziś wreszcie przyjeżdża wujek Fred! Mama i tata wyjechali po niego na dworzec bo wujek nie ma samochodu, a do nas przecież strasznie trudno dotrzeć bez samochodu. Zwłaszcza, że wujek zawsze ma całe mnóstwo bagaży. Więcej niż potrzebuje. Wygląda jak cyrkowiec kiedy tak przyjeżdża i aż mu się nogi uginają pod ciężarem wszystkich toreb.
Ostatnio jak przyjechał to tata pomagał mu zanieść je do pokoju dla gości i narzekał potem, że chyba sobie coś złamał.
Teraz muszę iść bo mama poprosiła żebym posprzątała swoje rzeczy z salonu zanim wrócą. Tylko coś długo ich nie ma... 

Wpis kończył się tymi słowami, ale kilka linijek dalej znajdował się wpis z tą samą datą, wyglądający jakby był napisany pośpiesznie.

Przyjechał pan z policji i powiedział że rodzice nie żyją. Jeden z nich posiedział ze mną i czekał aż przyjedzie ktoś kto się mną zajmie. I przyjechał pan o dużym brzuchu i w ciemnym garniturze. Miał brzydkie okulary i bardzo się pocił.
Kazał mi spakować najważniejsze rzeczy i iść z nim.
Powiedział że zabierze mnie do miejsca gdzie będę teraz mieszkać.
Chcę żeby rodzice wrócili.   

Wpis był w wielu miejscach rozmazany, bo na kartkę padały łzy. Dziewczynka podniosła oczy, bo samochód się zatrzymał. Stali teraz przed budynkiem pokrytym boazerią w odcieniu pastelowego błękitu.

-To twój nowy dom, Lily-oznajmiła kobieta.

______________________________________________________________

To by było na tyle. Już od początku, tak jak zapowiadałam jest smutno. Potem akcja się trochę zagęści. W każdym razie witam was na moim blogu i mam nadzieję, że wam się spodoba

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz