Rudowłosa szła przez sterty liści i paproci unosząc wysoko nogi, by nie potknąć się
o wystające z ziemi grube korzenie drzew rosnących tam od wieków. W końcu, gdy
minęła jeden z najpotężniejszych pni, jej oczom ukazały się ruiny. Ruiny fundamentów
ledwo podtrzymywały cegły, które pozostały z budynku. Obok leżało parę desek i bali
drewna w stanie intensywnego rozkładu. Ruda otworzyła szerzej zielone oczy i zaczęła
się rozglądać po ruinach. Nie było tu nikogo, ani niczego poza pozostałościami po
budynku. Dziewczyna już miała się odwrócić i iść, kiedy ni stąd ni zowąd zerwał się
gwałtowny wicher. Dziewczynka mogłaby przysiąc, że w huku wiatru krył się rozpaczliwy
krzyk. Ponownie zbliżyła się do ruin i tym razem krążąc między murami, poczuła magię
tego miejsca. Zamknęła oczy i już znajdowała się w pałacu za czasów jego świetności.
Ciemne mahoniowe podłogi i wielkie wykuszowe okna osłonięte kurtynami koloru brudnej
czerwieni. Długie, wysokie korytarze po których echem roznosił się każdy odgłos,
każdy krok stawiany na drewnianej posadzce, grube dywany i arrasy na ścianach,
kręcone marmurowe schody i przenikliwy chłód… Rudowłosa zadrżała z zimna. Potarła
dłońmi nagie ramiona i zorientowała się, że nie jest ubrana w koszulkę na ramiączkach
i dżinsowe szorty, a w długą szmaragdową suknię ozdobioną niezliczoną ilością koronek
i marszczeń. Chciała westchnąć, ale poczuła, że coś jej to uniemożliwia. Spojrzała w
dół i zauważyła, że suknia zaopatrzona jest w czarny gorset zawiązany tak ciasno, że
nie mogła normalnie oddychać. Biorąc płytsze wdechy ruszyła przed siebie. Czyżby
naprawdę przeniosła się w czasie…? A może to tylko sen… Złudzenie… Kiedy się
obudzi nadal będzie spała na jednym z wielu grubych woluminów z biblioteki ciotki.
Odgłos kroków dziewczynki roznosił się po całym domu wywołując dreszcz na jej skórze.
Sama niepewna celu swojej podróży, była zaskoczona, gdy znalazła się w pomieszczeniu
o wiele bardziej ozdobnym niż te, które wcześniej mijała. Tutaj podłoga i ściany
pokryte były marmurem i sporą ilością złotych zdobień. Z sufitu zwisały kryształowe
żyrandole oświetlając salę migotliwym światłem świec. Na dwóch krótszych ścianach
pomieszczenia wisiały wielkie lustra wyglądające tak, jakby najmniejsze dotknięcie
mogło rozbić je w drobny pył. Okna podzielone na małe szybki zasłonięte były kotarami
w odcieniu indygo. W sali ustawionych było parę krzeseł o złotych ramach, obitych
kremową satyną. Na jednym z nich tuż obok okna siedziała, wyprostowana sztywno
kobieta o ciemnych włosach spiętych na czubku głowy w porządnego koka i bladej cerze.
Siedziała nieruchomo i z niezmienną miną patrzyła w stronę okna. Najwyraźniej wyczuła
że zielonooka się zbliża, gdyż podniosła się i sztywnym krokiem ruszyła w kierunku
drzwi balkonowych. Kiedy Lily do niej dołączyła, dłonie kobiety spoczywały na zimnej
kamiennej balustradzie. Odwróciła sie w stronę rudowłosej, gdy ta dołączyła do niej.
-Musisz mi pomóc Lily-szepnęła kobieta.
Jej głos był delikatnie zachrypnięty i dochodził jakby z daleka. Po tych słowach
brunetka przeszła przez barierkę i jakby nie widząc przepaści zrobiła kolejny krok.
Dziewczynka wychyliła się przez balustradę, a w jej twarz uderzył chłód i wilgoć
pochodzące od jeziora nad którym się znajdowała. Pod powierzchnią jeszcze raz ujrzała
twarz kobiety.
-Ale jak?-szepnęła dziewczynka sama do siebie.
Poczuła coś wilgotnego na lewym przedramieniu. W jednej chwili czar prysł. Ponownie
stała w ruinach starej twierdzy ubrana w białą koszulkę, szorty i trampki, a na jej
ręce kapały krople deszczu zwiastujące pierwszą letnią burzę we Francji. Dziewczynka
uniosła ręce nad głowę tworząc prowizoryczny daszek mający ochronić rudą czuprynę
przed zmoknięciem i pognała do domu ile sił w nogach. Oczywiście zanim dotarła na
ganek była już cała przemoczona. Z jej włosów i ubrań ciekła woda, a jej buty
skrzypiały na każdym kroku. Weszła do domu, a Ebe jak na zawołanie pojawiła się na
dole.
-Lily, gdzieś ty się szwendała w taką ulewę?-zawołała kobieta przerażona.
-Byłam nad jeziorem. Pójdę się wysuszyć, dobrze?
Egipcjanka skinęła głową i odprowadziła ją wzrokiem, gdy rudowłosa wdrapywała się po
schodach. Kiedy za dziewczynką zamknęły się drzwi, padła na łóżko, które zaskrzypiało
cicho pod jej ciężarem. Usnęła niemal natychmiast.
Otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. Nadal była w bogatej sypialni domu cioci.
Wybuchła płaczem kuląc się na łóżku i przyciągając kolana do klatki piersiowej. W
śnie była z rodzicami. Znowu. Jeszcze żyli… Jechali samochodem, ale tym razem ona
była z nimi. Czuła ból, a potem nic… Ciemność. Ale przynajmniej była z nimi.
Zaniosła się szlochem i ukryła twarz w poduszce, by go zdławić. Przez łzy dostrzegła
w oknie niewyraźny kształt. Otarła z oczu słone krople i tym razem wyraźnie, ujrzała
za szybą sowę. Chwiejnym krokiem ruszyła w tamtą stronę i delikatnie uchyliła okno.
Ptak zrobił kółko nad jej łóżkiem po czym przysiadł na poduszce w którą dopiero co
wypłakiwała się ruda. Zielonooka z westchnieniem zamknęła okno i wróciła na łóżko.
Mała sówka wyciągnęła w jej stronę nóżkę z przywiązanym do niej listem. Trzęsącymi
się dłońmi, dziewczynka odwiązała sznureczek, którym przywiązana była koperta.
Delikatnie przełamała pieczęć i wyciągnęła cienki świstek przypominający papier.
Pergamin, podpowiedział jej głosik w głowie.
Lily zaskoczona rozwinęła arkusz i zaczęła czytać.
Droga Lily,
Piszę ja, Mary Potter.
Strasznie cicho zrobiło się bez ciebie.
Nasz syn, James znika na całe dni,
my z Charlsem też nie widzimy się,
aż do wieczora, gdy wracamy z pracy…
No tak… Wszystko już z nim dobrze…
Brakuje tu ciebie,
twoich rzadkich uśmiechów, twojej pomocy
przy domu i ogarniania Jamesa…
Tego, że cały dzień siedziałaś w bibliotece…
Pani bibliotekarka też za tobą tęskni…
Zaprzyjaźniła się z nami. Często tu przychodzi…
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy.
W razie czego pamiętaj, że zawsze możesz tu wrócić.
Pozdrowienia
Mary Potter
Po policzkach dziewczynki znowu popłynęły łzy. Ścisnęła list w pięści i wcisnęła go
pod poduszkę. Wolała na to nie patrzeć. Nie mogła powstrzymać łez, które ciekły z jej
oczu. Po raz pierwszy od dawna przepłakała resztę nocy.
Rano wyglądała jak śmierć. Rude włosy sterczały na wszystkie strony, pod zielonymi,
zapuchniętymi od płaczu, oczami widniały fioletowe sińce, oznaka nieprzespanej nocy.
Dziewczynka szybko się umyła, przebrała i pochłaniając w biegu kanapkę pognała do
starej twierdzy. Zagadka nie dawała jej spokoju. Czego chciał od niej duch Liliany.
Kiedy stanęła ruinach, poczuła, że coś się zmieniło. Nie było tu już tej magii.
Zdesperowana dziewczynka ruszyła dalej. Brnąc coraz głębiej w las, w końcu znalazła
się przy innych gruzach. Tu wiało chłodem. Zburzone cegły wyraźnie coś otaczały.
Ruda podeszła tam i ujrzała schody prowadzące w dół. Niepewnie ruszyła w ich stronę
i zaczęła schodzić trzymając rękę na zimnej kamiennej ścianie. Po długim marszu w dół
znalazła się w jakimś pomieszczeniu. Była to zwykła grota skalna znajdująca się pod
ziemią, jednak nie była pusta. W całym pomieszczeniu stało mnóstwo kamiennych…
Czego…? Pudeł… Wykonanych z kamienia… A może to był marmur? Ruda potrząsnęła
głową i powoli podeszła do skrzyni stojącej najbliżej niej. Gdy tylko przesunęła
palcami po pokrywie, usłyszała skrzypienie. Przerażona odwróciła się na pięcie.
Krata była zatrzaśnięta.
________________________
Króciutko, ale mówiłam, że dodam coś przed wyjazdem to dodaję. Poza tym chciałam was troszkę przetrzymać XD Wybacz Paula, ale bywam wredna XD Spoko loko, a wyjeździe będę pisała w zeszycie i może mi się uda naskrobać rozdzialik…
Teraz takie rzeczy dla zainteresowanych. Jak ktoś chce przeczytać to założyłam bloga na tumblr.
foolish-life.tumblr.com
Piszę tam krótkie opowiadania. Jak chcecie coś innego z mojej twórczości to właśnie tam XD
Poza tym, piszę jeszcze inne opo, też nie o Lily… Ale to już tylko jak ktoś lubi One Direction… Wiem… Stoczyłam się XD Mam taką mini wielką obsesję… Jeśli będziecie zainteresowani to dodam adres pod następną notką…
Wow, rozpisałam się bardziej niż planowałam, no ale w końcu nie było mnie tu AŻ kwartał… Sporo czasu XD
Jeszcze tylko zdjęcie groty…
Pozdrawiam wszystkich
o wystające z ziemi grube korzenie drzew rosnących tam od wieków. W końcu, gdy
minęła jeden z najpotężniejszych pni, jej oczom ukazały się ruiny. Ruiny fundamentów
ledwo podtrzymywały cegły, które pozostały z budynku. Obok leżało parę desek i bali
drewna w stanie intensywnego rozkładu. Ruda otworzyła szerzej zielone oczy i zaczęła
się rozglądać po ruinach. Nie było tu nikogo, ani niczego poza pozostałościami po
budynku. Dziewczyna już miała się odwrócić i iść, kiedy ni stąd ni zowąd zerwał się
gwałtowny wicher. Dziewczynka mogłaby przysiąc, że w huku wiatru krył się rozpaczliwy
krzyk. Ponownie zbliżyła się do ruin i tym razem krążąc między murami, poczuła magię
tego miejsca. Zamknęła oczy i już znajdowała się w pałacu za czasów jego świetności.
Ciemne mahoniowe podłogi i wielkie wykuszowe okna osłonięte kurtynami koloru brudnej
czerwieni. Długie, wysokie korytarze po których echem roznosił się każdy odgłos,
każdy krok stawiany na drewnianej posadzce, grube dywany i arrasy na ścianach,
kręcone marmurowe schody i przenikliwy chłód… Rudowłosa zadrżała z zimna. Potarła
dłońmi nagie ramiona i zorientowała się, że nie jest ubrana w koszulkę na ramiączkach
i dżinsowe szorty, a w długą szmaragdową suknię ozdobioną niezliczoną ilością koronek
i marszczeń. Chciała westchnąć, ale poczuła, że coś jej to uniemożliwia. Spojrzała w
dół i zauważyła, że suknia zaopatrzona jest w czarny gorset zawiązany tak ciasno, że
nie mogła normalnie oddychać. Biorąc płytsze wdechy ruszyła przed siebie. Czyżby
naprawdę przeniosła się w czasie…? A może to tylko sen… Złudzenie… Kiedy się
obudzi nadal będzie spała na jednym z wielu grubych woluminów z biblioteki ciotki.
Odgłos kroków dziewczynki roznosił się po całym domu wywołując dreszcz na jej skórze.
Sama niepewna celu swojej podróży, była zaskoczona, gdy znalazła się w pomieszczeniu
o wiele bardziej ozdobnym niż te, które wcześniej mijała. Tutaj podłoga i ściany
pokryte były marmurem i sporą ilością złotych zdobień. Z sufitu zwisały kryształowe
żyrandole oświetlając salę migotliwym światłem świec. Na dwóch krótszych ścianach
pomieszczenia wisiały wielkie lustra wyglądające tak, jakby najmniejsze dotknięcie
mogło rozbić je w drobny pył. Okna podzielone na małe szybki zasłonięte były kotarami
w odcieniu indygo. W sali ustawionych było parę krzeseł o złotych ramach, obitych
kremową satyną. Na jednym z nich tuż obok okna siedziała, wyprostowana sztywno
kobieta o ciemnych włosach spiętych na czubku głowy w porządnego koka i bladej cerze.
Siedziała nieruchomo i z niezmienną miną patrzyła w stronę okna. Najwyraźniej wyczuła
że zielonooka się zbliża, gdyż podniosła się i sztywnym krokiem ruszyła w kierunku
drzwi balkonowych. Kiedy Lily do niej dołączyła, dłonie kobiety spoczywały na zimnej
kamiennej balustradzie. Odwróciła sie w stronę rudowłosej, gdy ta dołączyła do niej.
-Musisz mi pomóc Lily-szepnęła kobieta.
Jej głos był delikatnie zachrypnięty i dochodził jakby z daleka. Po tych słowach
brunetka przeszła przez barierkę i jakby nie widząc przepaści zrobiła kolejny krok.
Dziewczynka wychyliła się przez balustradę, a w jej twarz uderzył chłód i wilgoć
pochodzące od jeziora nad którym się znajdowała. Pod powierzchnią jeszcze raz ujrzała
twarz kobiety.
-Ale jak?-szepnęła dziewczynka sama do siebie.
Poczuła coś wilgotnego na lewym przedramieniu. W jednej chwili czar prysł. Ponownie
stała w ruinach starej twierdzy ubrana w białą koszulkę, szorty i trampki, a na jej
ręce kapały krople deszczu zwiastujące pierwszą letnią burzę we Francji. Dziewczynka
uniosła ręce nad głowę tworząc prowizoryczny daszek mający ochronić rudą czuprynę
przed zmoknięciem i pognała do domu ile sił w nogach. Oczywiście zanim dotarła na
ganek była już cała przemoczona. Z jej włosów i ubrań ciekła woda, a jej buty
skrzypiały na każdym kroku. Weszła do domu, a Ebe jak na zawołanie pojawiła się na
dole.
-Lily, gdzieś ty się szwendała w taką ulewę?-zawołała kobieta przerażona.
-Byłam nad jeziorem. Pójdę się wysuszyć, dobrze?
Egipcjanka skinęła głową i odprowadziła ją wzrokiem, gdy rudowłosa wdrapywała się po
schodach. Kiedy za dziewczynką zamknęły się drzwi, padła na łóżko, które zaskrzypiało
cicho pod jej ciężarem. Usnęła niemal natychmiast.
Otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. Nadal była w bogatej sypialni domu cioci.
Wybuchła płaczem kuląc się na łóżku i przyciągając kolana do klatki piersiowej. W
śnie była z rodzicami. Znowu. Jeszcze żyli… Jechali samochodem, ale tym razem ona
była z nimi. Czuła ból, a potem nic… Ciemność. Ale przynajmniej była z nimi.
Zaniosła się szlochem i ukryła twarz w poduszce, by go zdławić. Przez łzy dostrzegła
w oknie niewyraźny kształt. Otarła z oczu słone krople i tym razem wyraźnie, ujrzała
za szybą sowę. Chwiejnym krokiem ruszyła w tamtą stronę i delikatnie uchyliła okno.
Ptak zrobił kółko nad jej łóżkiem po czym przysiadł na poduszce w którą dopiero co
wypłakiwała się ruda. Zielonooka z westchnieniem zamknęła okno i wróciła na łóżko.
Mała sówka wyciągnęła w jej stronę nóżkę z przywiązanym do niej listem. Trzęsącymi
się dłońmi, dziewczynka odwiązała sznureczek, którym przywiązana była koperta.
Delikatnie przełamała pieczęć i wyciągnęła cienki świstek przypominający papier.
Pergamin, podpowiedział jej głosik w głowie.
Lily zaskoczona rozwinęła arkusz i zaczęła czytać.
Droga Lily,
Piszę ja, Mary Potter.
Strasznie cicho zrobiło się bez ciebie.
Nasz syn, James znika na całe dni,
my z Charlsem też nie widzimy się,
aż do wieczora, gdy wracamy z pracy…
No tak… Wszystko już z nim dobrze…
Brakuje tu ciebie,
twoich rzadkich uśmiechów, twojej pomocy
przy domu i ogarniania Jamesa…
Tego, że cały dzień siedziałaś w bibliotece…
Pani bibliotekarka też za tobą tęskni…
Zaprzyjaźniła się z nami. Często tu przychodzi…
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy.
W razie czego pamiętaj, że zawsze możesz tu wrócić.
Pozdrowienia
Mary Potter
Po policzkach dziewczynki znowu popłynęły łzy. Ścisnęła list w pięści i wcisnęła go
pod poduszkę. Wolała na to nie patrzeć. Nie mogła powstrzymać łez, które ciekły z jej
oczu. Po raz pierwszy od dawna przepłakała resztę nocy.
Rano wyglądała jak śmierć. Rude włosy sterczały na wszystkie strony, pod zielonymi,
zapuchniętymi od płaczu, oczami widniały fioletowe sińce, oznaka nieprzespanej nocy.
Dziewczynka szybko się umyła, przebrała i pochłaniając w biegu kanapkę pognała do
starej twierdzy. Zagadka nie dawała jej spokoju. Czego chciał od niej duch Liliany.
Kiedy stanęła ruinach, poczuła, że coś się zmieniło. Nie było tu już tej magii.
Zdesperowana dziewczynka ruszyła dalej. Brnąc coraz głębiej w las, w końcu znalazła
się przy innych gruzach. Tu wiało chłodem. Zburzone cegły wyraźnie coś otaczały.
Ruda podeszła tam i ujrzała schody prowadzące w dół. Niepewnie ruszyła w ich stronę
i zaczęła schodzić trzymając rękę na zimnej kamiennej ścianie. Po długim marszu w dół
znalazła się w jakimś pomieszczeniu. Była to zwykła grota skalna znajdująca się pod
ziemią, jednak nie była pusta. W całym pomieszczeniu stało mnóstwo kamiennych…
Czego…? Pudeł… Wykonanych z kamienia… A może to był marmur? Ruda potrząsnęła
głową i powoli podeszła do skrzyni stojącej najbliżej niej. Gdy tylko przesunęła
palcami po pokrywie, usłyszała skrzypienie. Przerażona odwróciła się na pięcie.
Krata była zatrzaśnięta.
________________________
Króciutko, ale mówiłam, że dodam coś przed wyjazdem to dodaję. Poza tym chciałam was troszkę przetrzymać XD Wybacz Paula, ale bywam wredna XD Spoko loko, a wyjeździe będę pisała w zeszycie i może mi się uda naskrobać rozdzialik…
Teraz takie rzeczy dla zainteresowanych. Jak ktoś chce przeczytać to założyłam bloga na tumblr.
foolish-life.tumblr.com
Piszę tam krótkie opowiadania. Jak chcecie coś innego z mojej twórczości to właśnie tam XD
Poza tym, piszę jeszcze inne opo, też nie o Lily… Ale to już tylko jak ktoś lubi One Direction… Wiem… Stoczyłam się XD Mam taką mini wielką obsesję… Jeśli będziecie zainteresowani to dodam adres pod następną notką…
Wow, rozpisałam się bardziej niż planowałam, no ale w końcu nie było mnie tu AŻ kwartał… Sporo czasu XD
Jeszcze tylko zdjęcie groty…
Pozdrawiam wszystkich
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz