niedziela, 16 września 2012

Rozdział 9

-Ciociu!-Ruda zbiegła po schodach, aż do holu.

Tam siedziała jej ciotka.

-Co się stało Lily?-spytała kobieta.

-Co to jest Beauxbatons?-spytała Lily zdziwiona.

-Lily, dostałaś list z Beauxbatons? Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę.-ciocia wstała i wyciągnęła długi patyczek, podobny do tych, które mieli ludzie w czerni, atakujący ją w Dolinie Godryka.

-Co to jest?-spytała zdziwiona dziewczynka.

-To jest różdżka. Beauxbatons to szkoła magii. Sama do niej uczęszczałam.-uśmiechnęła się ciocia.

-W takim razie wiesz, gdzie jest kawiarnia Magique Artiste?

-Oczywiście. Pójdziemy tam razem, dobrze?-zaproponowała Ebe.

-Dobrze. A możemy coś zjeść? Zrobiłam się głodna.-stwierdziła dziewczynka.

-Oczywiście. Może pójdziemy do jakiejś restauracji?

-Chętnie-uśmiechnęła się dziewczynka.

Kobieta podała jej dłoń. Ruda ją złapała i po chwili czuła się tak okropnie jak jeszcze nigdy. Czuła jakby całe jej ciało było przeciskane przez gumowego węża od szlaucha. Kiedy otworzyła oczy zobaczyła, że znajdują się na Montmartrze.

-Zaprowadzę cię do mojej ulubionej restauracji-oznajmiła ciotka.

Uśmiechnęła się i podała rudej dłoń. Kwadrans później, po męczącym spacerze pod stromą górę znajdowały się przed uroczą naleśnikarnią pomalowaną na ładny odcień czerwieni. Ebe pchnęła drzwi, a dzwoneczek w nich cicho zadźwięczał. Pomieszczenie było małe, ale przytulnie urządzone. Parę stolików stało przed restauracyjką, a w środku stały one jeden na drugim. W wykuszowym oknie leżały pufy i poduszki, oraz trochę książek w najróżniejszych językach. W całej restauracji unosił się piękny zapach smażonych naleśników, a także nutka toffi, karmelu, czekolady i wanilii, a także starych książek, pergaminu i atramentu.

-Bonjour Madame Ebe! Cela doit être votre belle nièce Lilianna (Dzień dobry pani Ebe! To musi być twoja piękna siostrzenica Lilianna.)-zawołała puszysta kobieta zza lady.

-Bonjour Madame Blanchard. Oui c’est Lily. (Dzień dobry pani Blanchard. Tak to jest Lily)-roześmiała się ciocia zielonookiej.

-Belle fille (Piękna dziewczynka)-powiedziała Madame Blanchard i pokiwała głową z uśmiechem.

-Table basse même comme d’habitude, Madame Ebe? (Stolik ten sam co zwykle, pani Ebe?)-spytała po chwili z uśmiechem.

Lily nadal rozglądała się po pomieszczeniu z szeroko otwartymi oczami, wdychając cudowną woń otoczenia, kiedy ciotka pociągnęła ją lekko za rękę. Wtedy potrząsnęła głową i ruszyła za Egipcjanką. Siedziały przy stoliku w wykuszu, gdzie zapach książek i atramentu był jeszcze silniejszy. Kiedy Madame Blanchard podała im karty, Lily otworzyła oczy jeszcze szerzej. Nigdy nie spodziewała się, że można robić tak wiele naleśników. Były tu najróżniejsze. Z wanilią, z orzechami, z toffi, z czekoladą, pszenne, ciemne, czekoladowe, zapiekane w pergaminie, z wzorami z lukru i wiele innych. Kiedy do stolika wróciła pulchna kobieta Lily nadal patrzyła się ze zdziwieniem w menu.

-Lily?-ciotka położyła swoją dłoń, na dłoni rudej.

Ta otrząsnęła się z szoku.

-Crêpes avec les Toffees, noix et vanille, veuillez (Naleśniki z toffi, orzechami i wanilią, proszę)-zamówiła.

-Belle Lilianna dit dans notre langue ? N’a pas (Piękna Lilianna mówi w naszym języku? Nie wiedziałam)-zdziwiła się kobieta.

Lily uśmiechnęła się lekko.

-Seulement un peu (Tylko trochę)-powiedziała cicho.

-Pour vous Mme Ebe, comme toujours. Quelque chose à boire? (Dla ciebie pani Ebe, to co zawsze. Coś do picia?)-spytała właścicielka.

-Me donner le lait chaud (Ja poproszę gorące mleko)-zamówiła zielonooka.

-Thé blanc (białą herbatę)-zamówiła ciocia i podała kobiecie menu.

-To miejsce jest magiczne ciociu-westchnęła ruda wciągając głęboko zapachy.

Ebe uśmiechnęła się.

-Tak… Madame Blanchard potrafi zdziałać prawdziwe cuda w kuchni.-zachichotała.

Po chwili przed Lily stał talerz parujących naleśników z toffi posypany pokruszonymi orzechami i przybrany wanilią. Pachniało to lepiej niż wszystko co Lily do tej pory jadła. Objęła dłońmi kubek z gorącym mlekiem, które już jako dziecko bardzo lubiła. Wyczuła w nim nutkę cynamonu. Spróbowała jedzenia i dosłownie rozpłynęła się.

* * *

Kiedy wróciły do willi, Lily natychmiast poszła do swojego pokoju. Kiedy tylko padła na swoje łóżko, natychmiast zasnęła.

* * *

Obudziła się wcześnie rano. Ruszyła do swojej łazienki, którą odkryła jeszcze wczoraj i wzieła szybki prysznic, po czym przebrała się w czarne spodnie rurki i haftowany, biały top w jasno różowe kwiaty. Na nogi wsunęła białe trampki i zeszła na dół. Było około szóstej rano. Wszyscy jeszcze spali i dom był uśpiony. Rudowłosa wyszła do ogrodu. Tam napotkała ogrodnika, który miał całe rękawice w ziemi, a obok niego leżały grabie.

-Bonjour Mademoiselle Lilianna (Dzień dobry panienko Lilianna)-uśmiechnął się.

Mężczyzna uśmiechnął się poczciwie.

-Bonjour Mounsier Jouvert. (Dzień dorby panie Jouvert)-przywitała się z uśmiechem.

Pan Jouvert był mężczyzną w podeszłym wieku. Jego brązowe włosy były przyprószone siwizną, dłonie miał stwardniałe, a na twarzy  zmarszczki od częstego uśmiechania się. Miał bardzo miłą twarz.

-Que faire si tôt dans le jardin mademoiselle Liliana? (Co robisz tak wcześnie w ogrodzie panno Liliana?)-spytał z uśmiechem.

-Je veux être à distance de marche facile. Je ne pouvais pas dormir. (Chcę się przespacerować. Nie mogłam spać.)-oznajmiła cicho zielonooka.

-Je recommande un champ au-dessus de l’eau de le œil. Il est vraiment magnifiquement. Vous pouvez le voir qu’il détruit l’ancienne maison noblen (Polecam łąkę nad oczkiem wodnym. Widać z niej zniszczoną fasadę starego domu)-powiedział ogrodnik i zatopił się w rozmyślaniach.

-Me montrer il Jacques? (Pokażesz mi je Jakubie?)-spytała ruda ciekawsko.

Nigdy nie widziała tego miejsca. Ogrodnik skinął głową i odłożył grabie. Poszedł powoli przodem, a zielonooka za nim. Wkrótce stali nad oczkiem wodnym. Rosły na nim najróżniejszego koloru lilie wodne i nenufary. Po drugiej stronie wśród starych drzew rzeczywiście dostrzegła rozpadające się ciemno czerwone cegły, porośnięte bluszczem, oraz drewniane pozostałości ganku.

-Vous connaissez l’histoire de ces ruines? (Znasz historię tych ruin?)-spytała Lily zaciekawiona.

-Oui. Cette histoire vraiment évocateur et puissante, mais un peu terrible( Tak to naprawdę poruszająca, ale i nieco przerażająca historia)-mruknął ogrodnik.

-Vous me dites ? (Opowiesz mi?)-spytała zaciekawiona.

-Regardez dans la bibliothèque. Vous le trouverez dans la lettre « H ». Regardez attentivement, ou pardonner de recherche (Szukaj w bibliotece, pod literą „H”. Szukaj uważnie, albo nigdy nie znajdziesz)-powiedział tajemniczo i odszedł.

Stała tam jeszcze chwilę po czym szybko odbiegła. Wbiegła do domu i pobiegła do biblioteki. Podeszła do wielkiej półki z wymalowaną wielką literą „H” na niej. Wzięła jedną z drabin i zaczęła szukanie.

 * * *

Szukała parenaście dni. Kiedy przejrzała wszystkie półki, nadszedł już lipiec. W żadnym z opasłych tomów nie znalazła nawet wzmianki. Szukała nawet w książkach z baśniami. Kiedy pierwszego dnia nie pojawiła się na kolacji, Ebe szukała jej w całym domu. Kiedy znalazła ją w bibliotece i zobaczyła jak jest zaczytana kazała przysłać jej śniadanie do tego pokoju.  Kiedy następnymi dniami sytuacja się powtarzała, ciotka kazała jej stale przysyłać śniadanie do biblioteki. Kiedy ruda przejrzała już wszystkie półki z oznaczeniem litery „H”, usiadła załamana. Odsunęła od siebie tacę ze śniadaniem. Była zrezygnowana.

* * * 

W połowie lipca Lily ponownie zabrała się za kartkowanie wszystkich woluminów. Uwielbiała zapach pergaminu, więc robiła to po prostu dla przyjemności. Mimo to nadal upierała się przy tej samej literze. W końcu, kiedy 17 lipca kartkowała tom, nazwany „Histoire des bâtiments de l’époque victorienne en France” czyli „Historia Wiktoriańskich Budowli we Francji”. Kiedy ją kartkowała, ze środka coś wypadło. Był to plik kartek spiętych w teczce. Lily wzięła je i zaczęła czytać. Znalazła.

Budowla „La maison de la forêt et du lac” zbudowany nad jeziorem Lys de l’amour został wybudowany w roku 1436. Zbudował go mąż jego pierwszej właścicielki Liliany De Barathon. Wówczas dom sięgał, aż drugiego brzegu dzisiejszego jeziora. Dom nie był ogrzewany. Srogą zimą mąż hrabianki zachorował na przeziębienie. Zmarł niedługo potem. Kobieta rozpaczała długimi zimowymi i letnimi miesiącami. W końcu zdesperowana kobieta utopiła się w jeziorze, by dołączyć do męża. Przez lata nikt nie zamieszkał w domu, który powoli się rozpadł. Dopiero w XIX wieku potomek Liliany, Brandon de Barathon zbudował mniejszy dom, który pozostał prawie nie zmieniony, aż do dzisiejszego dnia. Opowieści powiadają,że w ruiny starego domu nadal odwiedza duch Liliany, płaczący w rozpaczy w poszukiwaniu męża. Liliana znaleziona niedługo po utopieniu została pochowana w krypcie rodziny De Beauharnais na rodzinnym cmentarzu teraz znajdującym się w lesie.

Dalej nie czytała ze zmęczenia opuściła głowę na pergamin i zasnęła.

* * *

Znajdowała się po drugiej stronie jeziora. Nie było tam ruin, a okazała wiejska rezydencja. Wyszła z niej zjawa. Była blada. Z jej włosów i ubrań ciekła woda. Gdyby nie to wyglądałaby normalnie. Kobieta miała włosy koloru hebanu, spływające na ramiona. Ubrana była w białą suknię z gorsetem, wysadzaną malutkimi błękitnymi kamyczkami. Suknia wyszyta była srebrno błękitną nicią. Kobieta nie widziała rudej. Ruszyła jak zaklęta w kierunku jeziora. Szła powoli. Miała rozmarzony wzrok i lekkomyślny uśmiech na ustach. Kolia i kolczyki z niebieskich kamieni szlachetnych wydawały się jej ciążyć, a atłasowe pantofle cisnęły jej stopy. Kobieta szła powoli, aż w końcu wpadła do stawu. Na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie,  jakby nie zauważyła wcześniej jeziora. Topiła się, ale Lily nie mogła się ruszyć. Nogi miała jak z ołowiu. Na twarzy kobiety ponownie pojawiło się rozmarzenie i ulga, jakby zobaczyła ponownie swojego męża. Z błogim uśmiechem opadła na dno jeziora. Lily krzyknęła.

* * *

Nadal leżała w bibliotece, kiedy krzyknęła. Wielki zegar wybił południe. Jak we śnie wyszła z biblioteki i ruszyła w kierunku jeziorka. Wiedziała gdzie muszę iść. Wiedziała co tam znajdzie…

___________________________________________________________________

Paulla! Dzięki, że z taką wytrwałością czekasz na Nowe Notki. Po prostu ostatnio długi czas nie miałam weny, a w kwietniu musiałam się jeszcze długo uczyć, więc po prostu sorki… Ale postaram się dodawać nowe rozdziały szybciej. Trochę zapożyczyłam pomysł z „Pamiętniki Wampirów”, ale mam nadzieję, że nikt, no wiecie, nie zakabluje  Pozdrawiam i odmeldowuję się!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz