Chłopak patrzył na nią spojrzeniem, którego nie dało się zinterpretować. Ona była strasznie zmieszana. Spojrzała nad jego ramieniem na pozostałych Potterów. Euphemia uśmiechnęła się zachęcająco, a Fleamont Charles już zdążył sięgnąć po gazetę i udawał że wcale się im nie przygląda. Lily zacisnęła dłonie na rąbku koszulki i uśmiechnęła się niepewnie. Teraz spojrzenie chłopaka można było nazwać tylko gapieniem się.
-Ależ ona ma czerwone włosy! - oznajmił w końcu, na co Lily wybałuszyła oczy.
-James! - skarciła go matka.
Chłopiec wzruszył ramionami i nie spoglądając na nią więcej wyszedł z salonu. Ruda spojrzała zdezorientowana na Potterów, którzy westchnęli. Postanowiła nie dokładać im jeszcze więcej zmartwień mówiąc im o dziwnych ludziach spotkanych na ulicy.
Pewnego dnia, kiedy siedziała w swoim pokoju, teraz ozdobionym jej jedynym zdjęciem z rodzicami, które wzięła ze starego domu i ubraniami kupionymi jej przez panią Potter. Jedak pokój nie wydawał się wcale bardziej jej własny. Spokój przerwało jej pukanie do drzwi i zanim zdążyła się chociaż ruszyć, do pokoju wszedł James
-Ależ ona ma czerwone włosy! - oznajmił w końcu, na co Lily wybałuszyła oczy.
-James! - skarciła go matka.
Chłopiec wzruszył ramionami i nie spoglądając na nią więcej wyszedł z salonu. Ruda spojrzała zdezorientowana na Potterów, którzy westchnęli. Postanowiła nie dokładać im jeszcze więcej zmartwień mówiąc im o dziwnych ludziach spotkanych na ulicy.
Pewnego dnia, kiedy siedziała w swoim pokoju, teraz ozdobionym jej jedynym zdjęciem z rodzicami, które wzięła ze starego domu i ubraniami kupionymi jej przez panią Potter. Jedak pokój nie wydawał się wcale bardziej jej własny. Spokój przerwało jej pukanie do drzwi i zanim zdążyła się chociaż ruszyć, do pokoju wszedł James
-Czego chcesz?-warknęła ostro, pocierając zaczerwienione od płaczu oczy.
Musiało być to widoczne, bo spojrzał na nią zdziwiony.
-Czemu płaczesz? - spytał.
-Nie płaczę - zaprzeczyła gwałtownie.
-Dobrze. Więc czemu płakałaś? - ponowił pytanie, wyglądając na zdenerwowanego.
-A czemu nie? - odparła wymijająco.
Była do niego uprzedzona. Przez ostatnie dni zachowywał się w stosunku do niej ostro i niezbyt przyjaźnie. Ostatnim na co miała ochotę było rozmawianie z nim o jej rodzicach
-Weź daj spokój. Co jest?-spytał i usiadł obok niej ostrożnie.
Dziewczyna spojrzała na niego nieufnie.
-No przecież ci nic nie zrobię - prychnął wywracając oczami.
-Skąd mam wiedzieć? Nie byłeś przykładem wzorowego zachowania przez ostatnie dni - rzuciła ostro. - Może jesteś jak tamci na ulicy? - spytała.
-Jacy na ulicy?
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że omal nie wypaplała mu jednej ze swoich tajemnic, mimo tego że uważała go za obecnie największego wroga.
-Na ulicy są różni dziwni ludzie - odparła wymijająco.
Spojrzał na nią uważnie, ale nie zadawał więcej pytań na ten temat. Wrócił do poprzedniego.
-To czemu płakałaś?-spytał ponownie.
-Nie płakałam - krzyknęła po czym podniosła się z miejsca i wyminęła go. Wyszła z sypialni, a potem z domu i napędzana złością szła i szła, aż nie dotarła do pewnej ławki znajdującej się gdzieś na obrzeżach miasta.
Sama ławka nie była piękna. Były na niej wyryte imiona i wyznania miłości. Uśmiechnęła się przez łzy, które ciekły z jej oczu odkąd wyszła z domu. Podkurczyła nogi i przejechała dłonią po wyrytych napisach. Zastanawiała się czy ludzie którzy wyryli tu swoje imiona wciąż byli szczęśliwi ze sobą nawzajem. Czy ich miłość przetrwała, czy dalej żyli.
Po chwili bezczynnego siedzenia wyjęła z kieszeni złożoną kartkę. List od Nicole, który dostała tego ranka. Był pełen smutku. Dziewczyna czuła się samotna w sierocińcu po wyjeździe Lily, a zielonooka nic nie mogła na to poradzić. Czuła się bezsilna, przez co była zła i smutna. Schowała list z powrotem do kieszeni i objęła ramionami, nogi, pozwalając by łzy pociekły jej po policzkach. Płakała tak przez długi czas. Wszystko ją ostatnio przytłaczało. Najpierw utrata rodziny, którą przeżywała tak jakby to było wczoraj, potem sierociniec, utrata Nicole, potem omal jej nie zabili jacyś przerażający zamaskowani ludzie z patyczkami w dłoniach. A przede wszystkim nowa rodzina w której od razu przywitał ją nieprzychylnie młody Potter. Usłyszała kroki na brukowanej uliczce, więc podniosła oczy. Obok niej siedział właśnie jej nowy brat.
-Czego chcesz? - mruknęła, chowając twarz.
-Wcale nie płaczesz - zironizował ignorując jej pytanie.
-Nie zrozumiałbyś - odparła cicho. Nie zrozumiałby a ona nie zamierzała mu tłumaczyć.
-Dlaczego?-spytał, łapiąc dziewczynę za rękę, kiedy chciała odejść.
-Bo żyjesz sobie szczęśliwy ze swoją rodziną! Nigdy w życiu nie spotkało cię nic złego!
-Gdybyś tylko raz na jakiś czas wyszła z tego swojego pokoju to może bym zrozumiał. Gdybyś chciała w ogóle z kimś rozmawiać.
-Czemu miała bym o tym rozmawiać z tobą? - zapytała ostro, chociaż jej głos się łamał.
-Czemu miała bym o tym rozmawiać z tobą? - zapytała ostro, chociaż jej głos się łamał.
Próbowała mu się wyrwać, ale miał mocny uchwyt.
-Puść mnie-warknęła.
Chłopak zmierzył ją wzrokiem, po czym z westchnieniem pełnym rezygnacji rozluźnił uchwyt, a ona wyrwała mu się i pobiegła ulicą. Wróciła do domu Potterów i zamknęła się w swoim pokoju.
Wiedziała że nikt nie da rady wejść do pokoju. Miała na to sposób, kiedy była wściekła, smutna albo przerażona. Teraz wszystkie te emocje mieszały się w niej.
Wiedziała że nikt nie da rady wejść do pokoju. Miała na to sposób, kiedy była wściekła, smutna albo przerażona. Teraz wszystkie te emocje mieszały się w niej.
-Lily-usłyszała po chwili głos pani Potter i dźwięk naciskanej klamki. Drzwi nie dało się otworzyć. - Lily, czy wszystko jest w porządku? Możesz z nami porozmawiać jeśli nie jest. Po prostu... Porozmawiaj z nami - odezwała się pani Potter przez drzwi, ale kiedy nie dostała odpowiedzi
Po jakimś czasie musiała jednak odpuścić, bo Lily usłyszała kroki w korytarzu.
Resztę dnia dziewczynka spędziła w swoim pokoju patrząc się w ścianę z otępieniem. Dopiero wieczorem ponownie rozległo się pukanie do jej drzwi.
Po jakimś czasie musiała jednak odpuścić, bo Lily usłyszała kroki w korytarzu.
Resztę dnia dziewczynka spędziła w swoim pokoju patrząc się w ścianę z otępieniem. Dopiero wieczorem ponownie rozległo się pukanie do jej drzwi.
-Lily, coś się stało prawda? - odezwał się Fleamont Charles przez drzwi. - Wiem, że pewnie nie chcesz o tym rozmawiać i nie będę cię zmuszał. Po prostu... Kiedy będziesz gotowa, wiedz, że jesteśmy tu dla ciebie i zawsze jesteśmy gotowi cię wysłuchać
Po tych słowach zostawił ją samą.
Po tych słowach zostawił ją samą.
Obudziła się wcześnie rano. Słońce wisiało nisko nad horyzontem. Po cichu wymknęła się ze swojego pokoju do łazienki gdzie się umyła i ubrała, po czym po cichu zeszła na dół, gdzie wzięła coś małego do zjedzenia z lodówki i wyszła z domu. Ruszyła główną ulicą miasta przed siebie. Najpierw powoli, potem coraz szybciej aż w końcu puściła się biegiem.
Była mała i drobna jak na swój wiek, dzięki czemu potrafiła szybko biegać. Nogi niosły ją przed siebie, aż w końcu, zanim się spostrzegła, znalazła się poza granicami miasteczka. Dopiero wtedy zawróciła i spacerem wróciła do domu, nie chcąc przysporzyć swoim opiekunom jeszcze więcej zmartwień.
Kiedy tylko przekroczyła próg, poczuła wokół siebie ramiona pani Potter.
Dziewczyna przez chwilę stała jak zamurowana, ale po chwili niepewnie przytuliła się do Euphemii. Nie chciała jej martwić. To była ostatnia rzecz którą chciała zrobić. Kiedy w końcu pani Potter ją puściła, Lily uśmiechnęła się blado i pognała na górę, gdzie znowu ukryła się w swoim pokoju. Jej opiekunowie byli dobrymi ludźmi i nie powinni pomyśleć, że jej tu źle. Ponownie zamknęła się w pokoju i siedziała tam bardzo długo. Zdrzemnęła się na chwilę, a potem nie mogła spać całą noc. Około dziesiątej rano wyszła z pokoju. W kuchni natknęła się na młodego Pottera.
-Czyżby to była nasza ruda wiewióra?-prychnął pogardliwie.
Dziewczyna zdębiała. Nie powinna mu była mówić o rodzicach. Od razu to do niej dotarło. Zacisnęła dłonie w pięści. Ten rozczochrany, rozpieszczony dzieciak zaczynał ją denerwować. Nie wiedział jaki jest świat. Uważał, że wszystko mu się należy i, że rodzice zawsze mu dadzą wszystko czego chce. Nie wiedział, że pewnego dnia, prędzej czy później ich straci. Wzięła głęboki wdech i zacisnęła zęby żeby powstrzymać łzy i krew napływającą do policzków.
-Co ci jest rudzielcu? - śmiał się.
Zacisnęła mocno zęby, a chłopaka nagle zwaliło z nóg. Kiedy się pozbierał, jego mina wyrażała zdziwienie. Ona cofnęła się przerażona i wybiegła z ich domu. Nie obchodziło jej to, że była we wczorajszych ubraniach. Pobiegła na ławkę. Jednak tym razem nie zbyt długo nacieszyła się samotnością. Po raz kolejny usłyszała kroki. Podniosła oczy, kiedy usłyszała odchrząknięcie. Obok niej stał blondyn o ciemno niebieskich oczach. Tak ciemnych, że niemal czarnych.
-Przepraszam, przeszkadzam? - spytał speszony widząc łzy w oczach dziewczyny.
Nic nie mówiąc pokręciła głową.
-Mogę? - spytał wskazując miejsce obok niej, a ona po prostu wzruszyła ramionami i kiwnęła głową.
-To moje ulubione miejsce - westchnął cicho, siadając obok niej i spoglądając w niebo.
-Nie widziałam cię tu ostatnio - wydusiła ruda.
-Dopiero wróciłem. Byłem u babki w Atenach - oznajmił jakby przygotowany na to pytanie. - Tak naprawdę nie powinno mnie tu być o tak późnej porze, ale musiałem tu przyjść. Jak mówiłem, bardzo lubię to miejsce.
Zielonooka skinęła głową na znak, że rozumie.
-A ty? Też cię tu wcześniej nie widziałem - powiedział. - I czemu jesteś tu tak późno, sama?
-Dopiero się tu przeprowadziłam - odparła Lily.
-Ach, no chyba że tak - odparł z uśmiechem. - Gdzie mieszkasz?
-Aleja Narożna 5.
Skinął głową w zamyśleniu.
-U Potterów... Jesteś jakąś ich kuzynką?-spytał.
Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
-Więc kim? - dociekał dalej.
-Nie chcę o tym mówić.
Skinął głową.
-A tak w ogóle to jestem Alex - przedstawił się podając jej rękę.
-Lily-odparła ściskając jego dłoń.
Gadali długo, ale w końcu zrobiło się naprawdę późno i musieli oboje iść do domów. Weszła do Potterów w owiele lepszym humorze niż była rano. Niestety czekało ją niemiłe zaskoczenie, ponieważ u niej w pokoju siedział młody Potter.
-Jak zginęli? - zapytał bez owijania w bawełnę, wskazując na jej zdjęcie z rodzicami.
Dziewczyna zacisnęła zęby. Była wściekła za naruszenie jej prywatności, kiedy, jeśli wierzyć słowom Euphemii, on tak bardzo pilnował własnej. Wspomnienie rodziców jednak zawsze wywoływało u niej łzy.
-W wypadku samochodowym - odparła, starając się kontrolować swój głos. - A teraz wyjdź.
-Jak zginęli? - zapytał bez owijania w bawełnę, wskazując na jej zdjęcie z rodzicami.
Dziewczyna zacisnęła zęby. Była wściekła za naruszenie jej prywatności, kiedy, jeśli wierzyć słowom Euphemii, on tak bardzo pilnował własnej. Wspomnienie rodziców jednak zawsze wywoływało u niej łzy.
-W wypadku samochodowym - odparła, starając się kontrolować swój głos. - A teraz wyjdź.
Wstał i wyszedł z pokoju. Dziewczyna położyła się i zasnęła, nawet nie zdążywszy się przebrać w piżamę.
Obudziła się w środku nocy i usiadła na łóżku rozglądając się dookoła skonsternowana. Kiedy dotarło do niej gdzie jest, wybuchła płaczem, którym jednak szybko znużona, ponownie zasnęła.
Obudziła się dopiero rano. Odświeżyła się i zeszła na dół. W kuchni siedzieli państwo Potter. Najwyraźniej wybierali się do pracy, bo byli ubrani jakby służbowo. Skinęli głowami na powitanie ze zmęczonymi uśmiechami.
Lily uśmiechnęła się niepewnie w odpowiedzi po czym starając się czuć jak u siebie, przygotowała sobie śniadanie. Kiedy skończyła jeść, spojrzała na Potterów.
Obudziła się dopiero rano. Odświeżyła się i zeszła na dół. W kuchni siedzieli państwo Potter. Najwyraźniej wybierali się do pracy, bo byli ubrani jakby służbowo. Skinęli głowami na powitanie ze zmęczonymi uśmiechami.
Lily uśmiechnęła się niepewnie w odpowiedzi po czym starając się czuć jak u siebie, przygotowała sobie śniadanie. Kiedy skończyła jeść, spojrzała na Potterów.
-Jest tu w okolicy jakaś biblioteka?
Euphemia spojrzała na męża z nieodgadnionym wyrazem twarzy, jednak po chwili uśmiechnęła się ciepło do Lily.
Euphemia spojrzała na męża z nieodgadnionym wyrazem twarzy, jednak po chwili uśmiechnęła się ciepło do Lily.
-Mamy bibliotekę u nas w domu. Taki rodzinny zbiór książek - oznajmiła.
-Tak, ale chyba musi tu być jeszcze jakaś biblioteka? Publiczna - kontynuowała ruda.
-Przy ulicy Znikacza 180 - oznajmił Fleamont Charles.
-Dziękuje - rzuciła dziewczyna i uśmiechnęła się do nich lekko, po czym odeszła od stołu i w biegu spinając włosy wybiegła z domu. Popędziła na ulicę, którą mijała już mnóstwo razy i znalazła odpowiedni numer. Było ciepło. Słońce grzało niemiłosiernie, nawet jak na lato. Wbiegła do wielkiego białego budynku przypominającego Biały Dom w Waszyngtonie, który czasem widywała w gazetach, które czytała jej mama. Przeszła przez wielki hol, a jej buty uderzały rytmicznie o marmurową posadzkę. Podeszła niepewnie do wysokiego kontuaru. Za nim siedziała młoda ruda kobieta o brązowych oczach. Kiedy zobaczyła Lily, uśmiechnęła się serdecznie.
-Pomóc ci w czymś, drogie dziecko?-spytała.
-Gdzie mogę znaleźć literaturę dziecięcą i młodzieżową? - spytała zielonooka, bawiąc się swoimi palcami.
Kobieta uśmiechnęła się i wyszła zza kontuaru. Wyciągnęła do niej rękę, a ta chwyciła ją niepewnie. Bibliotekarka ponownie poprowadziła ją do dużego holu.
-Te schody prowadzą do książek dla dzieci i młodzieży. Całe najwyższe piętro jest przeznaczone właśnie na ten dział - oznajmiła przyjaźnie kobieta.
Dziewczynka podziękowała uprzejmie i z szerokim uśmiechem zaczęła wbiegać po schodach. Rzeczywiście. Górne piętro miało ściany pomalowane na słoneczno żółty kolor, wszędzie leżały poduszki i pufy, a na regałach i w stosach na podłodze stały książki. Ruda dziewczynka rozejrzała się po półkach z zachwytem. Sięgnęła po pierwszą książkę i usiadła na pufie.
Po wielu przeczytanych książkach, na górę weszła bibliotekarka.
-Wybacz skarbie, ale zamykamy - powiedziała ze współczującym uśmiechem.
Lily oderwała się od książki i z niezadowoleniem rozejrzała się po półkach. Z cichym westchnieniem wstała i wróciła do domu. Dostrzegła, że jest już dwudziesta druga, więc weszła do Potterów na paluszkach. Jednak w salonie siedziała już Euphemia Potter.
-Gdzieś ty była, drogie dziecko? - spytała kiedy tylko ją zobaczyła. Po jej głosie słychać było, że martwiła się o Lily.
-W bibliotece - odparła krótko dziewczynka
-Już mi do łóżka - nakazała kobieta surowo, ale jej uśmiech zdradzał, że nie była na nią zła.
-Dobranoc - powiedziała dziewczynka i poszła do siebie.
To była kolejna noc, którą przepłakała.
______________________________________________________________
Witam was ponownie. Dziękuję, za te miłe komentarze. Naprawdę bardzo mi miło. Bardzo mocno dziękuję tobie ‚xoxo’ iż zadedykowałaś mi swoją nową notkę. W tej notce Lily dużo płacze. Chciałam was w ten sposób wyprowadzić z błędu. Lily wcale nie otrząsnęła się po stracie rodziców. Nadal bardzo mocno to przeżywa, ale nie opisywałam tego jak płacze, bo do tej pory nie wiedziałam jak to napisać, ale płakała, czasami całe noce. Dobra co jeszcze… Dziękuję za powiadamianie o NN i mam nadzieję, że będziecie mnie tu o nich informować. To na razie tyle.
Pozdrawiam gorąco!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz