Chłopak zamrugał jeszcze parę razy, a potem otarł zielony roztwór z oczu i spojrzał na nią ciemnymi czarnymi oczami. Uśmiechnął się, kiedy ją poznał. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale do korytarza wpadły kolejne postacie. Po ich ubiorze dało się rozpoznać chłopaka i dwie dziewczyny. Prychali i parskali szukając sprawcy. Przez zieloną maź dało się jednak rozpoznać kolor włosów dwójki z nich. Jedna osoba, dziewczyna, miała krótkie fioletowe włosy z czerwonymi pasmami. Chłopak miał za to mocno rude włosy.
-Gdziekolwiek uciekli, znajdę ich i posiekam! - warknęła druga dziewczyna.
Rudowłosa zamrugała kilka razy rozpoznając postaci, mimo grubej warstwy mazi na ich twarzach. Jedna z osób zwróciła wzrok w jej stronę.
-Te rude włosy poznam wszędzie. Kto jak kto, ale jeśli to nie jest Lily Evans to ja nie nazywam się... - zaczął chłopak, a zielonooka natychmiast wyczuła uśmiech w jego głosie.
-Charlie Spiders - dokończyła za niego i niemal rzuciła się rudemu w ramiona.
Chłopak zaśmiał się i okręcił nią dookoła. W końcu stanęła jednak na ziemię i spojrzała na pozostałe postaci.
-A te dwie pannice, to oczywiście muszą być Priscilla i Mel, mam rację? - uniosła brew Evans, opierając dłonie na szczupłych biodrach.
Nie czekając na ich odpowiedź przyciągnęła je obie do siebie i mocno przytuliła. Nastolatki zesztywniały, ale po chwili rozluźniły się i wybuchły radosnym śmiechem przyciągając rudą bliżej do siebie.
-LILITH! - pisnęła Mel swoim donośnym głosem, który w mgnieniu oka rozniósł się po korytarzu.
Kiedy gryfonka odsunęła się od nich powoli, Mel zmarszczyła brwi i chwyciła między długie palce, pukiel jej rudych włosów.
-Pociemniały - stwierdziła głosem znawczyni owijając sobie pasmo na palcu - Obcięłaś je! Jak mogłaś! Lilka! Miałaś ich nie obcinać!
Nastolatka wywróciła oczami i skrzyżowała ramiona na piersi.
-Kto to mówi? Ty masz nadal tą samą fryzurę co kiedy ostatnio się widziałyśmy. Czy ty w ogóle robiłaś coś z tymi włosami? - zmarszczyła brwi i przechyliła głowę lekko.
Ni stąd, ni zowąd po korytarzu poniósł się głośny śmiech.
-Lily... Zmieniała je tyle razy, że nie potrafię tego zliczyć, a pamięć mam dobrą - oznajmił Charlie - Myślałem, że teraz się już domyślisz. Daj spokój... Jesteś mądrą dziewczynką, Lil.
Ruda otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, kiedy do akcji postanowili wkroczyć jej znajomi z Gryffindoru.
-Zostawcie ją! - warknęła na nich Megan odciągając zielonooką od ślizgonów.
Dziewczyna wydała z siebie odgłos protestu.
-O proszę... Przyszła nasza żelaznozęba - Priscilla wybuchła drwiącym śmiechem.
Lily zagryzła wargę, kiedy Meg puściła jej rękę i spuściła wzrok, ukrywając swój aparat ortodontyczny. Z zaułka wyszła Vanessa i objęła Megan.
-Spadajcie. Ona przynajmniej ma jakąś przyszłość, a nie tak jak wy. Co? Myślicie, że jak będziecie ją dręczyć to szybciej dostaniecie mroczny znak na ramieniu? Co wy? Nastolatki czekające na okres, czy jak? - warknęła na grupę ślizgonów.
Rudej zadrżała warga, a jej oczy zaczęły boleśnie piec, domagając się natychmiastowego zwilżenia. Nie zdążyła mrugnąć, kiedy ze strony dzieciaków ze Spinner's End dobiegła cięta riposta.
-Odezwała się mądra. A sama co? Wygląda jakby piorun ją trafił z tymi włosami - tym razem śmiechem zaniosła się Mel.
Lily zacisnęła dłonie w pięści, starając się powstrzymać łzy, napływające jej do oczu. Usłyszała głośne kroki, a zza rogu wypadła Dorcas, ze złością wypisaną na twarzy.
-Co wy, ślizgońskie gnidy, macie do nich. Och, no jasne. Przecież sami jesteście nikim to musicie się dowartościować. Zapomniałam - zakryła usta dłonią i przytuliła Megan odciągając ją od grupki ślizgonów.
Lily zacisnęła oczy i przygotowała się na odpowiedź skierowaną w jedną z jej nowych koleżanek, tymczasem kiedy odezwał się Charlie z jej oczu popłynęły gorące łzy.
-Lily, naprawdę nie wiem, czemu zadajesz się z takimi nieudacznikami. Daj spokój, myślałem, że bardziej się cenisz.
Po policzkach dziewczyny potoczyła się pierwsza łza, a zaraz za nią kolejne. Wydała z siebie cichy jęk i puściła się biegiem przez korytarz, by po jakimś czasie wpaść do dormitorium i zamknąć drzwi czarem. Rzuciła się na łóżko, wtuliła twarz w poduszkę, pozwalając łzom popłynąć strumieniami po policzkach i wsiąknąć w materiał pościeli. Po niedługiej chwili usłyszała ciche pukanie do drzwi.
-Lily? Mogę wejść? - usłyszała cichy głos swojego przyrodniego brata.
Zamarła, a każdy jej mięsień napiął się, jakby w oczekiwaniu. Chłopak nie doczekując się odpowiedzi powoli spróbował otworzyć drzwi.
-Lily, wpuść mnie... Proszę... - westchnął.
Dziewczyna pokręciła głową i wtuliła twarz głębiej w poduszkę.
-Idź sobie, proszę - szepnęła.
Kiedy usłyszała kroki na schodach, odetchnęła z ulgą. Zwlekła się niezdarnie z łóżka i usiadła na szerokim parapecie. Przez duże okno wyjrzała na błonia, gdzie powoli żółkła trawa i liście. Jedynie wielkie świerki i sosny pozostały nietknięte i niewzruszone zbliżającą się zimą. Zawsze ją to fascynowało. Jak obojętne pozostają te wielkie drzewa na zimowe mrozy i zawieruchy. Przyłożyła dłoń do szyby i z westchnieniem spojrzała na szare niebo, zapowiadające deszcz. Jak przewidywała, chwilę później z chmur spadły ciężkie krople deszczu, a po jej policzkach potoczyły się łzy. Spuściła wzrok i wzięła głęboki, drżący wdech starając się uspokoić. Zacisnęła oczy i otworzyła usta, biorąc wdech, w niemal desperackiej próbie uspokojenia się. Nie płakała odkąd przeniosła się do Ebe. W końcu łzy powoli wyschły i dziewczyna trzęsącymi się dłońmi otarła słone krople z policzków po czym chwyciła różdżkę by otworzyć drzwi. Kiedy tylko to zrobiła, to pomieszczenia wpadła grupka dziewczyn. Nastolatki natychmiastowo zaczerwieniły się i zerwały się na nogi otrzepując szaty.
-Emm... My tylko... - zaczęła Meg - Nie chciałyśmy... My tylko przechodziłyśmy i...
Vanessa tylko wywróciła oczami i usiadła obok rudej na łóżku, kładąc dłoń na jej ramieniu.
-Wszystko w porządku? - spytała cicho.
Evans tylko westchnęła i przeczesała rude włosy palcami, kierując swój wzrok w stronę okna.
-Tak... Wszystko w porządku... Tylko... Pada - skrzywiła się lekko i zmarszczyła brwi uważnie obserwując krople, które obijały się o dachy, szyby i parapety okien.
Gryfonki spojrzały na szyby i wzruszyły ramionami.
-Lily, to jest Anglia. Tu pada przeciętnie 360 dni w roku - wzruszyła ramionami Dorcas.
-Wiem, tylko... Odzwyczaiłam się - zielonooka westchnęła i uśmiechnęła się lekko - Naprawdę jest w porządku.
Vanessa uważnie zlustrowała jej twarz po czym westchnęła i podniosła się z łóżka, przechodząc na swoje posłanie.
-Jak uważasz, ale zawsze możesz przyjść - uśmiechnęła się nieśmiało.
Zielonooka tylko pokiwała głową i już otworzyła usta, by się odezwać, kiedy do ich dormitorium wpadła grupka chłopaków, potykając się o siebie nawzajem. W efekcie, na drewnianą podłogę padł Syriusz, później James a na nich Remus. Peter wpadł do pomieszczenia chwilę później dysząc. Widząc Huncwotów leżących na podłodze przekrzywił głowę, po czym jak gdyby nigdy nic wziął gryza ciastka, które trzymał w dłoni. Gryfoni szybko zaczęli podnosić się z podłogi, co poskutkowało kolejnym bolesnym upadkiem. Vanessa nie mogąc się dłużej powstrzymać wybuchła śmiechem. Chwilę później dołączyła do niej Megan, a zaraz po niej Dorcas. Nawet twarz Evans nieco pojaśniała, zwykłe uniesienie kącików ust w wątłym uśmiechu.
Huncwoci powoli, podnieśli się, tym razem uważając, by nie potknąć się o swoje poplątane kończyny, po czym otrzepując szaty zerknęli na towarzyszki.
-Och dobrze. Wszystkie razem i to uśmiechnięte. Bosko! - wykrzyknął Syriusz, niemal natychmiast wskakując na łóżko obok brunetki, która prychnęła.
-Niby dlaczego 'bosko', Black? - warknęła na niego dziewczyna i zepchnęła go ze swojego posłania.
-Ponieważ, kotku - zaczął Łapa z szerokim uśmiechem na ustach - Zapraszamy was na powitalną imprezę Huncwotów.
___________________________________________________________
Więc tak... Zacznijmy od tego, że w ogóle nie miałam weny na ten rozdział. Chyba zauważyłyście, że długo nic tu się nie pojawiało. Już ponad miesiąc, ale tak wyszło... No cóż... Poza tym chciałam mieć to jak najszybciej za sobą. No to teraz tak bardziej do was... Dziewczyny kochane... Mam nadzieję, że czasami czytacie to co tu do was piszę... Ale ja nie o tym. Kocham was, wiecie? Dziękuję za to, że w ogóle chce się wam czytać te wypociny i że ze mną jesteście. No i że się tak o mnie troszczycie. Pytacie o wizyty u p. Moniki o mojego lenia i całą resztę... Naprawdę jest mi bardzo miło, kiedy czytam wasze komentarze.
Dziękuję xxx
Z.
PS Dziewczątka, proszę napiszcie mi w komentarzach jeszcze raz jak mam was informować, bo gdzieś to mam zapisane, ale chcę mieć w jednym miejscu wszystko. Plosem? ;)
Wybacz że dopiero teraz komentuje ale dopiero wczoraj wróciłam ze szpitala :/
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podoba. Tylko czemu Lily tak stała i nie krzyknęła by się zamkneli... no ale po tym co powiedział Charlie "Daj spokój, myślałem, że bardziej się cenisz." to i ja bym uciekła.... :(
Nigdy nie umiałam sobie wyobrazić młodego Remusa i Syriusza... Peter i James jakoś tak lepiej mi wychodzą w wyobraźni jako nastolatkowie... :/
No ale ciekawa jestem co to bd za impreza i czy Lily sie na niej pojawi. ;)
PS. możesz powiadamiać mnie na moim blogu w zakładce SPAM (american-school-of-magic)
całuję i mocno ściskam, sarah ;3
ps. zamieniam! nie powiadamiaj mnie na moim blogu bo już go usunęłam
Usuńtakże możesz powiadamiać mnie przez gg 8893268
ps2. dodałam komentarz pod poprzednim wpisem xd
pozdrawiam, sarah ;3