poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 24

Następnego ranka udało im się zdążyć w porę, dosłownie kilka sekund przed dzwonkiem, wpaść do sali od Obrony Przed Czarną Magią (zasiedziały się na śniadaniu) i ignorując kwaśną minę profesora (o ile Lily szybko stała się ulubienicą Slughorna, to Wayland równie szybko zdawał się ją znienawidzić) zajęły swoje miejsca w połowie sali, wypakowując książki i przygotowując się na godzinę istnej męczarni z nauczycielem rodem z koszmarów.

-Nienawidzę go - mruknęła niezadowolona Dorcas wychodząc z sali, poprawiając uciążliwy pasek torby, stale zsuwający się z jej ramienia. - On dopiero co przyszedł. Jak może już nas tak nie lubić? - jęknęła.
Najwyraźniej mógł, ponieważ Lily, która zgłaszając się z odpowiedzią na niemal każde pytanie, była albo ignorowana przez profesora, albo z wielką niechęcią pytana za co nauczyciel przyznawał jej po punkcie, które szybko odejmował za domniemane gadanie Dorcas i Megan. Z równie wielką niechęcią odnosił się do Huncwotów i ostatecznie gryfoni, mimo starań rudowłosej i kilku innych uczniów, skończyli na minusie.
-Najwyraźniej jest po prostu okropną osobą. Nie przejmuj się nim. Niektórzy lubią się pastwić nad innymi - wzruszyła ramionami blondynka, obejmując Meadowes. - Oho, o wilku mowa.
-Albo raczej o wilkach - mruknęła brunetka z jeszcze większym grymasem.
Kiedy Evansówna dostrzegła o co chodzi, na początku nie wierzyła własnym oczom. Jej przyszywany brat i jego przyjaciele (poza Lupinem, który trzymał się nieco z boku, wpatrując się w przyjaciół i ślizgonów z powątpiewaniem), stali z wyjętymi różdżkami, a między nimi zawieszeni w powietrzu do góry nogami, znajdowało się kilku ślizgonów, wierzgających w powietrzu, starających się uwolnić spod działania czaru.
-Co wy wyprawiacie? - zawołała w końcu zielonooka, kiedy otrząsnęła się z zaskoczenia.
Już od dzieciństwa wiedziała, że James Potter potrafi być okrutny i nieczuły, ale nigdy nie oskarżyłaby go o znęcanie się nad innymi.
Oczy czwórki chłopców, gromadki ślizgonów i jej nowych koleżanek zwróciły się na nią, a we wszystkich widać było niemałe zaskoczenie.
-Lilyanne! Jak miło cię widzieć! My po prostu dobrze się bawimy z naszymi znajomymi ślizgonami. Czy nie jest fajnie? - zawołał James, ostatnie pytanie kierując do mieszkańców domu węża.
Dziewczyna niemal zazgrzytała zębami, bezwiednie zaciskając dłonie w pięści.
-Spuść ich na dół. Natychmiast - wycedziła. - Zaraz Wayland się na was natknie i wpadniecie w kłopoty.
To najwyraźniej nie było zbyt przekonujące, bo Syriusz parsknął śmiechem i odwrócił się w stronę ślizgonów, a James skrzyżował ramiona na piersi i uniósł brwi.
-Skarbie, szlabany to dla nas chleb powszedni. Jeden w tę czy we wtę nam nie zaszkodzi, uwierz mi.
-Nie skarbuj mnie tu. Masz ich spuścić na dół, natychmiast - użyła tak władczego tonu na jaki tylko potrafiła się zdobyć.
Chłopak wpatrywał się w nią przez chwilę z przechyloną głową, po czym wzruszył ramionami i machnął różdżką, a ślizgoni z głośnym hukiem, krzykiem oraz zgodnym jękiem bólu, upadli na twardą, zimną podłogę.
-Lubię cię. Nie jesteś taka miękka jak kiedyś - mruknął unosząc kącik ust, w niby zawadiackim uśmiechu. - Macie farta, że przyszła Evans, ale następnym razem nie puścimy was tak lekko.
Ślizgoni pozbierali się na nogi i ruszyli korytarzem, wszyscy parskając i przeklinając pod nosem. Kiedy zniknęli za załomem korytarza, Evansówna wbiła spojrzenie roziskrzonych, pełnych złości, szmaragdowych tęczówek w swojego adoptowanego brata.
-Co to miało być?
-Och, Lily, jesteś tu nowa. Jeszcze nie poznałaś ślizgonów. Te gnidy zajdą ci za skórę i to nie raz. Jeszcze będziesz nas prosić o to, żebyśmy coś im zrobili - oznajmił swobodnie James.
W rudej, na sam ton jego głosu się zagotowało. Kiedy później o tym myślała, nie była do końca pewna czy zdawała sobie sprawę z tego co robiła, ale dosłownie sekundę potem po korytarzu rozległ się nieprzyjemny odgłos, a na prawym policzku brązowookiego chłopaka, pojawił się czerwony odcisk dłoni.
A potem dookoła zapadła cisza, jakby nikt z obecnej na korytarzu ósemki nie śmiał jej przerwać. Potter co chwilę mrugał, wpatrując się w Evansównę bez słowa, a zarówno jej nowe koleżanki, jak i Huncwoci obserwowali ich dwójkę, z zainteresowaniem, przemieszanym z przerażeniem i szokiem.
Jak w transie brunet uniósł rękę i potarł zaczerwieniony policzek by złagodzić ból, nie odrywając oczu skrytych za okularami, od zielonookiej. Przez krótką chwilę Lily zdawało się, że w jego oczach błysnęło coś na kształt rozbawienia, ale potem chłopak się odwrócił i podszedł do przyjaciół.
-Chodźcie chłopcy. Lilyanne wyraźnie nie chce nas widzieć - oznajmił głośno, zerkając na nią jeszcze przez ramię, po czym razem z Syriuszem i Peterem znikając w korytarzu w który wcześniej skręcili ślizgoni (rudowłosa już miała co do tego złe przeczucia). Remus stał jeszcze przez chwilę w miejscu, wpatrując się w koleżanki, po czym posłał Lily niezręczny, przepraszający pół uśmiech, wzruszył ramionami i ruszył za przyjaciółmi.

-Co to niby miało być? - piętnastolatkę nosiło ze wściekłości wszystkie kolejne lekcje i kiedy zabrzmiało bicie zegara oznaczające koniec zajęć i czas na przerwę obiadową, ta niemal zerwała się z miejsca i wybiegła z sali, cały czas nabuzowana po sprzeczce z Huncwotami.
Nawet teraz siedząc w Wielkiej Sali przy długim stole Gryffindoru i gmerając widelcem w spaghetti, którego sobie nałożyła, nie mogła się uspokoić.
-Lily, nic na to nie poradzisz... Tacy są Huncwoci. Myślisz że dlaczego szlabany to dla nich chleb powszedni?
-Może i tak, ale naprawdę nikt nic z tym nie robi?
Dorcas parsknęła oburzonym śmiechem, niemal wypluwając sok porzeczkowy z powrotem do kielicha.
-Oczywiście, że coś tym robią. A raczej próbują. Ale Huncwoci nie przejmują się szlabanami, ujemnymi punktami czy czymś takim. Dlatego metody nauczycieli na nich nie działają.
-A cokolwiek na nich działa?
Megan uśmiechnęła się współczująco i już otworzyła usta, żeby się odezwać, kiedy do sali wleciał przezroczysty duch i okrążywszy stoły nad głowami uczniów, zaczął porywać jedzenie z ich talerzy, ciskając w zgarbionego woźnego w bezkształtnych szaro brązowych szatach, ganiającego go, z kotem przy boku, po czym chichocząc jak nienormalny wyleciał z Sali, a woźny pognał za nim.
Lily jeszcze przez chwilę wpatrywała się w drzwi za którymi zniknęli, dopiero potem zdając sobie sprawę z tego, że pozostali uczniowie, prawie nie zwrócili uwagi na niecodzienne zajście.
-A to co? - nachyliła się do Vanessy, która uśmiechnęła się szeroko.
-To był Irytek - oznajmiła, kiedy przełknęła. - Aż dziw, że jeszcze go nie poznałaś. Jest poltergeistem. Czasami jest gorszy niż sami Huncwoci.
-Ale najbardziej lubi dopiekać Filchowi i jego kotce - dorzuciła Dorcas, z nieprzyjemnym uśmiechem. - I dobrze mu tak. Jest najbardziej zgorzkniałą, nieprzyjemną osobą jaką miałam okazję poznać.
-O kim tak bezkarnie plotkujecie? Chyba nie o mnie, co? - Lily wzdrygnęła się słysząc tuż obok siebie męski głos, a Dorcas aż podskoczyła, kiedy nad jej ramieniem pojawiła się głowa Syriusza Blacka, a wraz z nią cała reszta chłopaka.
-O proszę. Wywołałyśmy wilka z lasu. Właśnie o tobie mówiłam, Syriuszu - zakpiła dziewczyna, a jej wyraz twarzy był tak śmiertelnie poważny, że gdyby nie to że Evans była obecna przy rozmowie, byłaby gotowa jej uwierzyć.
-Naprawdę? Mam naprawdę świetne wyczucie czasu. Uwielbiam słuchać komplementów w swoją stronę, zwłaszcza z ust takich pięknych kobiet.
Rudowłosa naprawdę nie wiedziała czy Black mówi poważnie i daje się wkręcić brunetce, czy tylko żartuje, jednak przez przebieg tej rozmowy, natychmiast zapomniała o złości na Huncwotów i teraz ledwie powstrzymywała śmiech.
-Cóż, jeśli nalegasz, uchylę ci rąbka tajemnicy, ale musisz się trochę przysunąć
W ciemnych oczach chłopaka błysnęły iskierki. Natychmiast nachylił się w kierunku dziewczyny tak, że ich twarze dzieliły zaledwie milimetry, co dla innych zapewne wyglądało jakby mieli się zaraz pocałować, jednak cała postawa Dorcas dawała znać, że Syriusz jest dla niej raczej jak uporczywy owad, którego nęci tylko po to, żeby zaraz go zabić machnięciem ręki.
I tak faktycznie się stało, bo jednym szybkim ruchem ręki zdzieliła chłopaka po głowie na co ten natychmiastowo się odchylił, prawie spadając przy tym z krzesła.
Dziewczyny zakryły usta próbując pohamować parsknięcie śmiechem, ale James otwarcie zaśmiał się widząc co spotkało jego najlepszego przyjaciela.
-Cóż, nie tym razem, Syriuszu - mruknął z szerokim uśmiechem na twarzy, odsuwając sobie wolne krzesło po prawej stronie Lily i siadając na nim, odchylając się na nim niedbale.
Evansówna tylko wywróciła oczami, po czym podniosła się z miejsca, zostawiając nietknięty talerz makaronu.
-Widzimy się na Opiece nad Magicznymi Stworzeniami - mruknęła, przeciskając się do wyjścia z sali, zatrzymując się jednak, kiedy usłyszała wołający ją głos.
Przy samych drzwiach zatrzymał ją Alex.
-Hej Lily, mogę cię porwać na chwilę przed twoją następną lekcją? - uśmiechnął się czarująco, chwytając ją za dłoń.
-Chciałam pójść się pouczyć... - mruknęła nastolatka, przygryzając wargę, jednak kiedy na twarzy jej przyjaciela z dzieciństwa, pojawiło się rozczarowanie, westchnęła. - Ale mogę sobie odpuścić.
Twarz nastolatka rozjaśnił uśmiech. Ścisnął dłoń rudowłosej mocniej i wyprowadził ją za sobą z sali.
Gdyby Lilyanne wiedziała, że plotki o ich relacji okrążą całą szkołę do końca dnia i następnego ranka wzbudzą takie zamieszanie, zapewne puściłaby jego rękę, ale w tej chwili nie przejmowała się niczym poza tym jak przyjemny i kojący był ciepły, znajomy, uścisk jego dłoni.
__________________________________
Beznadzieja, beznadzieja, beznadzieja. Przepraszam. Jestem ostatnio w takim stanie ducha, że nie jestem w stanie wykrzesać z siebie nic lepszego. Zwłaszcza że nie miałam pomysłu co zawrzeć w tym rozdziale.
Przepraszam.

4 komentarze:

  1. Super rozdział z niecierpliwością czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszamprzepraszam - miałam ci skomciać ostatni rozdział, ale na koniec końców zapomniałam ; c Ale ogl: był fajny xD
    Ten rozdział też mi się podobał, szczególnie akcja ze Ślizgonami, ale powinnaś bardziej opisać jej uczucia do Huńców wtedy, jednak tak to spoko. Czytało się przyjemnie. Pisz CD!
    ~~Lou Leen

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, co mam napisać. Naprawdę. Nie wiem, czy jeszcze w ogóle mnie pamiętasz.
    Moje wytłumaczenia są żadnymi. Brak czasu? Zawsze jakiś jest. Lenistwo? Wystarczy chwycić komputer i coś nabazgrać. Po prostu przepraszam.
    Kiedy przeglądam z nudów na wyjeździe blogi, weszłam jakoś na historię zakładek. I wtedy mnie to trafiło. Bo ja zapomniałam. Ciągle odkładałam komentarz, zasypana byłam problemami, nauką, brakiem czasu.
    Przejrzałam wszystkie moje, Twoje komentarze i zakręciła mi się łza w oku. Jak mogłam zaprzepaścić te prawie trzy lata wpisów, pociech i śmiechu? Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że czegoś mi brakuje, dopóki nie zobaczyłam moich starych wpisów radości z nowego rozdziału czy słów pocieszenia. To było normalne, że kiedyś wchodziłam co dzień na bloga.
    Mam zamiar zebrać się w sobie - Ty dałaś radę. Jestem z Ciebie dumna, ze względu na tamte czasy. Zamiast przygnębiających wpisów są wspaniałe rozdziały, a ja nic Ci w tym nie pomogłam. Gadam trochę jak stara baba, ale przyzwyczaiłam się do uczucia pisania, nawet anonimowo, z Zuzą.
    Przejrzę wszystko, spróbuję coś odnowić. Zawiodłam, bo obiecywałam i zachowałam się jak pusta panienka. Spróbuję tego nie powtórzyć.
    Trzymaj się, Z.
    Nadal Cię kocham i wspieram :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mogłabym o tobie zapomnieć? Nie zapomniałabym o żadnym z moich czytelników. Takich wspaniałych osób się nie da zapomnieć, nawet jeśli długo się nie odzywają.
      Nie martw się tym, że nie komentowałaś. Rozumiem. Ja sama, przecież i od dawna nic nie napisałam i też nie mam na to żadnego wytłumaczenia, no może poza brakiem weny.
      Dziękuję za to, że jesteś ze mnie dumna i że tak dobrze o mnie myślisz. Jesteś pierwszą osobą, która mówi mi coś takiego, odnośnie tamtego okresu, więc myślę że możesz sobie wyobrazić moją reakcję.
      Ja Cię oczywiście nie zmuszam, ani nie obrażę się na śmierć, jeśli nie będziesz mogła czy chciała napisać.
      Pozdrawiam i całuję :)
      Z.

      Usuń