Zanim królowa zdążyła powiedzieć coś więcej podeszła do niej jakaś kobieta.
-Królowo Aredhelo pilna sprawa musisz iść z nami - zawołała, wyraźnie zdyszana.
-Wybacz Lily, będę z tobą, gdy tylko uporam się ze sprawami wymagającymi mojej uwagi -powiedziała przepraszająco kobieta.- Earwen oprowadzi Cię po naszym królestwie.
Jak na zawołanie obok niej pojawił się wysoki, szczupły blondyn o szarych oczach.
-Jak sobie życzysz, Wasza Wysokość - skłonił się mężczyzna, po czym zerknął na Lily z uśmiechem, który przypominał jej ojca. - A więc chodź ze mną, Lilyanne.
Usiadła ze zduszonym okrzykiem i szybko rozejrzała się dookoła. Ku jej zaskoczeniu była w swoim pokoju. To nie miało sensu.
Potrząsnęła głową i syknęła cicho, kiedy poczuła pieczenie za prawym uchem.
Zerwała się na nogi i podbiegła do lustra. Odrzuciła włosy i z zaskoczeniem odkryła że zaraz za uchem, miała małą bliznę o poszarpanych, nieregularnych brzegach. Przygryzła wargę i ukryła ją pod włosami.
Co się właściwie stało?
Wpół otępiała, nie zważając na nic, wyszła z domu i powoli skierowała się w stronę ławki, mając nadzieję, że zastanie tam Alexa.
Chłopaka jednak nie było. Lily westchnęła i opadła na ławkę. Nie miała innego wyjścia jak czekać tam na niego.
Lily? Lily! Lily!
Ten głos nawoływał ją. W końcu powoli otworzyła oczy, krzywiąc się oślepiona słońcem. Nad nią stał jasnowłosy chłopak.
-Alex!
Chłopak uśmiechnął się blado.
-Co tak tu siedzisz? - zapytał i zajął miejsce obok niej.I nagle jakby zwolniła się jakaś blokada w jej umyśle. Słowa zaczęły płynąć nieprzerwanym strumieniem. Opowiedziała mu o swoim dziwnym śnie, który wcale nie wydawał się być snem. Swoją opowieść zakończyła odgarniając włosy i pokazując mu bliznę za uchem.
-Raju… Pierwszy raz widzę takie paskudztwo - mruknął.
-Dzięki-prychnęła starając się brzmieć jakby ją uraził.
Po chwili oboje się wyszczerzyli.
-Trzeba by cię wziąć z tym do lekarza. Kto wie... - zaczął, podnosząc się z ławki.
-Nie! - zaprotestowała gwałtownie, łapiąc go za rękę.
Chłopak spojrzał na nią uważnie, po czym opadł znowu na ławkę.-Dobrze... Więc gdzie chcesz iść.
-Do biblioteki - oznajmiła po chwili namysłu.
Jęknął z niezadowoleniem, ale posłusznie ruszył za rudą, która już zdążyła się poderwać z miejsca i ruszyć w kierunku biblioteki. Po chwili wspinali się po marmurowych stopniach na górne piętro biblioteki.
Cały dzień spędziła z nosem w książce, poszukując informacji na temat Krainy Elfów, dziwnych snów, blizn i innych rzeczy. Tymczasem Alex przyglądał się jej tylko z zainteresowaniem. W końcu po kilku godzinach bezowocnych poszukiwań, zatrzasnęła książkę zrezygnowana. Miała dość.
Cały dzień spędziła z nosem w książce, poszukując informacji na temat Krainy Elfów, dziwnych snów, blizn i innych rzeczy. Tymczasem Alex przyglądał się jej tylko z zainteresowaniem. W końcu po kilku godzinach bezowocnych poszukiwań, zatrzasnęła książkę zrezygnowana. Miała dość.
-Idziemy - zarządziła.
Odłożyła książkę na miejsce i razem wyszli z biblioteki. Alex wziął głęboki wdech.
-O jasna... Już dawno powinienem być w domu. Wybacz Lily, muszę lecieć. Zobaczymy się jutro - zawołał i już po chwili go nie było.
Ruda chcąc nie chcąc ruszyła do ‚siebie’. Zamknęła drzwi cicho. Usłyszała cichy płacz dobiegający z salonu. Zajrzała tam ukradkiem i zobaczyła panią Potter siedzącą na kanapie i płaczącą. Zastanawiała się czy nie podejść i nie spytać o co chodzi, ale stchórzyła i bezszelestnie pomknęła do siebie na górę. Zamknęła się i usiadła na zewnętrznym parapecie okna pozwalając nogom tańczyć w powietrzu. Sięgnęła po kartkę i długopis poruszona nagłą potrzebą zapisania swoich przemyśleń. Z każdą chwilą na kartce pojawiało się coraz więcej słów.
Musisz walczyć!
Tak ludzie mi mówią.
Musisz walczyć!
Ich potęga jest tylko ułudą.
Rozwiana przez wiatr zniknie gdzieś w przestworzach.
Walcz!
Tylko ty możesz pokonać zło.
Pokanać ich.
Używaj dobra i miłości skrytej w twym sercu.
By zło dobrem zwalczać, musisz być damą w bieli.
W dwóch różnych światach, zagubiona sama.
Co mam robić? Nie wiem…
Nie pomoże już mama. Od tego dnia sama muszę sobie radzić
Swoich słabości nie wolno mi zdradzić.
Zło wykorzysta je do swych celów.
By mnie zniszczyć… pogrążyć… dzisiaj robi to tak wielu…
Po jej policzku potoczyła się samotna łza. Spojrzała w pełny księżyc. Jego oblicze ukazywało mężczyzne. Był równie zagubiony jak ona, więc uciekł… Daleko stąd. Gdzieś gdzie nikt go nie znajdzie. Po pierwszej łzie potoczyły się następne. W końcu jej twarz była cała we łzach.
-Brakuje mi ciebie.-szepnęła do księżyca, a nagły podmuch wiatru porwał jej słowa i uniósł wysoko do księżyca.
Obudziła się rano do połowy w pokoju. Jej stopy leżały na zewnętrznym parapecie. Usiadła i spojrzała na swoją zaciśniętą w pięść dłoń. Trzymała w niej zmiętą kulkę papieru. Był na niej wiersz… Pisała go wczoraj w nocy. Nic więcej nie pamiętała. Wzięła prysznic i przebrała się. Zeszła do kuchni odświeżona. Tam była już pani Potter. Jej oczy były czerwone, a ona sama wyglądała na śmiertelnie zmęczoną. Ruda weszła cicho do kuchni. Kobieta odwróciła się i uśmiechnęła się blado.
-Chcesz herbaty Lily?-spytała.
Ruda skinęła lekko głową i usiadła przy stole. Po chwili przede nią stał kubek z gorącym płynem, a obok niej siedziała pani Potter z kubkiem o tej samej zawartości w dłoniach.
-Czemu pani płakała?-spytała ruda.
-Nie płakałam skąd taki pomysł?-spróbowała się zaśmiać.
Ruda spojrzała na nią wzrokiem mówiącym ‚Pani chyba sobie żartuje!’ Kobieta westchnęła ciężko.
-Widzisz Charles-zaczęła i spojrzała na mnie.
-Pan Potter, tak?-spytała zielonooka.
Kobieta skinęła i kontynuowała.
-Charles pojechał do pracy. Wiesz na jakąś konferencje, czy coś takiego i zaginął. Nie odbiera telefonu, ani nie kontaktuje się z nikim. Nie daje znaku życia. Podobno w hotelu nie pojawił się od trzech dni.-powiedziała słabym głosem kobieta i wzięła łyk napoju.
-Ale trzeba być dobrej wiary. Przecież niekoniecznie mu się coś stało. Może spotkał przyjaciela i u niego się zameldował?-zasugerowała dziewczynka nieśmiało.
-Potwierdzono zaginięcie.-powiedziała płaczliwym głosem kobieta.
Ruda przygryzła wargę.
-Na pewno będzie dobrze. Musi być dobrze. Pan Potter nie wydaje się być typem człowieka, który się poddaje-uśmiechnęła się pocieszająco.
Kobieta odpowiedziała bladym uśmiechem.
-Jadła pani coś?-zmieniła temat ruda.
-Nie. Nie mam głowy do robienia śniadania zresztą nic bym nie przełknęła.-mruknęła.
-Może coś zrobię… W razie gdyby pani syn… James przyszedł, albo pani zrobiła się głodna-odparła ruda.
Była już dobrze rozeznana w kuchni. Otworzyła lodówkę i nie bardzo wiedziała co zrobić. W końcu wyciągnęła składniki. Ostatecznie na stole stał talerz croissantów, miseczka z nutellą, dzbanek z kawą zbożową, mleko i talerz z naleśnikami.
-Moja droga, naprawdę świetnie gotujesz.-zachwyciła się pani Potter.
Zielonooka ustawiała na stole jeszcze ostatnie talerze.
-Mama mnie nauczyła-powiedziała cicho ruda i stanęła w miejscu.
Po jej policzku pociekła jedna łza, którą dziewczynka szybko otarła. Zapadła niezręczna cisza. Przerwały ją dopiero kroki na schodach. Ruda szybko postawiła ostatni talerz na stole i usiadła. Objęła dłońmi kubek z herbatą i wpatrzyła się w bursztynowy płyn.
-Co tak pachnie?-obie usłyszały głos.
Tylko pani Potter podniosła głowę.
-Lily zrobiła śniadanie. Ja jakoś nie miałam do tego głowy.-powiedziała pani Potter raźno.
Ruda zerknęła na nią ukradkiem. W kobiecie zaszła zmiana. Nie chciała by jej syn widział jak płacze. Chłopak spojrzał zdziwiony na matkę i usiadł.
-Co masz tam za paskudztwo?-spytał nagle chłopak przerywając jedzenie.
Ruda zmrużyła oczy.
-Za prawym uchem.-uświadomił jej.
Pospiesznie zakryła ręką bliznę w kształcie sierpa. Nie powinien jej zobaczyć.
-Ale o czym mówisz?-grała głupią.
Zmierzył ją wzrokiem mówiącym ‚Mała widziałem, więc nie rżnij głupa’. Zmrużyła oczy. Przepełniała ją wściekłość. Jak to możliwe, że zauważył? Była taka głupia, że jakoś tego nie zamaskowała.
-To nic… Od zawsze to mam-mruknęła.
James przyjrzał się jej, ale nic nie powiedział.
Wrócił do jedzenia.
-Ja już idę-pożegnała się i wycofała się z kuchni.
-Dokąd?-spytała pani Potter.
-Spotkać się z Alexem.-oznajmiła ruda.
-Gdzie?
-Eee… w parku… Właśnie w parku-zdenerwowała się Lily.
Tak naprawdę mieli się spotkać na tym boisku, ale nie mogła im tego powiedzieć.
-W parku? Nie wyglądasz na przekonaną.-mruknęła pani Potter.
-Tak na pewno w parku. Zawsze to jest park-uśmiechnęła się zielonooka.
-A co to za Alex?-spytała kobieta.
-Nie znam jego nazwiska. Taki blondyn o ciemno niebieskich oczach. W zasadzie to niemal czarnych.-mruknęła ruda.
-Ach ten Alex. To dobry chłopak. Naprawdę miłe dziecko-uśmiechnęła się pani Potter.
Ruda również się uśmiechnęła i jak wystrzelona z procy, wyleciała z domu. Puściła się biegiem w kierunku tego dziwnego stadionu. Na trybunach już siedział chłopak.
-Nareszcie rudziku! Co tak długo?-zawołał.
-Musiałam trochę zbyć panią Potter. Zadawała pytania-rzucił rudzielec.
-Jakie?
-O ciebie. Pytała jak masz na nazwisko. Gdzie się spotykamy itd.-mruknęła zielonooka.
-O… trzeba było powiedzieć, że spotykamy się na tym polu czy cokolwiek to jest-powiedział chłopak i mrugnął znacząco do Lily.
-No tak…-powiedziała ruda rozglądając się po murawie.
-Oj rudziku uśmiechnij się-zaśmiał się chłopak.
Ruda wyszczerzyła zęby i wsadziła ręce do kieszeni spodni.
-Dobra Alex, lepiej mi mów czemu mnie ściągnąłeś tutaj tak wcześnie?
-Czy to nie jasne? Musiałem uwolnić cię ze szponów tego tyrana Pottera.-wyszczerzył się chłopak.
Ruda odpowiedziała bladą imitacją jego uśmiechu. Nie uśmiechała się szczerze, ale umiała udawać.
-Dobra to dokąd idziemy? Do biblioteki?-spytała dziewczyna.
-Nie…-burknął blondyn.
-To dokąd?-zdziwiła się zielonooka.
-Tajemnica.-oznajmił chłopak i zakrył jej oczy dłońmi.
Bała się, że na coś wpadnie, ale zaufała blondynowi. W końcu ruda odzyskała wzrok. Jednak głos uwiązł jej gdzieś w gardle. Znajdowali się w ślicznym miejscu. Była to skarpa z widokiem z wysoka na całą wioskę, każdy dom wydawał się być średniej wielkości kwadracikiem. Za Doliną widać było puste pola i wzgórza.
-Jak tu pięknie. To będzie nasze miejsce-oznajmiła pewnie dziewczyna.
Siedzieli i rozmawiali przez jakąś godzinę.
-Muszę ci coś pokazać.-zdecydował w końcu chłopak i pociągnął Lily za rękę.
Chwilę potem stali przed wielkim domem. Alex dał jej znać, żeby zaczekała na zewnątrz. Po sekundzie wybiegł z domu, a w ręku trzymał… Gitarę! Najprawdziwszą gitarę.
-Grasz?-spytała dziewczyna.
Usiedli na krawężniku, a on zaczął grać. Melodia płynęła nieustannie, a była tak piękna i wzruszająca, że doprowadzała do łez.
-Piękne…-westchnęła dziewczyna ocierając słoną kroplę z policzka.
Przymknęła oczy i spojrzała w przeszłość. Przed oczami mignęły jej wszystkie szczęśliwe chwile z jej rodziną. Po chwili poczuła, że recytuje swój wiersz. Śpiewa…
Leżę tutaj już od piętnastu lat
Nie mogę nic powiedzieć, ruszyć ręką, ani wstać
Sprawny umysł mam, jednak martwe ciało
Wszystko słyszę i czuję, po prostu wegetuję
Pamiętasz mamo, jak tuliłaś mnie do snu?
A teraz tylko ból i pokój zawsze pełen róż
Każdego dnia, jednego tylko chcę
Błagam was, zlitujcie się i zabijcie mnie
Nikt nie stoi, wszyscy dobrze się bawią
A może właśnie teraz
Na pewno ktoś, na pewno ktoś umiera
I w czyichś ramionach wylewa łzy
Czy pomyślałeś, że to mógłbyś być ty?
Nikt nie stoi, wszyscy dobrze się bawią
A może właśnie teraz, na pewno ktoś, na pewno ktoś umiera
I w czyichś ramionach wylewa łzy
Może on, a może ona, najważniejsze, że nie ty
W natłoku myśli wielu chłopców miałam
I w niejedną wielką podróż wyruszyłam
Wiem, że ty naprawdę to przeżyłaś
A ja po prostu śniłam, ja po prostu śniłam
Pamiętasz mamo, jak tuliłaś mnie do snu?
A teraz tylko ból i pokój zawsze pełen róż
Każdego dnia, jednego tylko chcę
Błagam was, zlitujcie się i zabijcie mnie
Codziennie pytam, czy kiedyś to się skończy
I nienawidzę słów: „Nic nas nie rozłączy”
Codziennie modlę się, byś zabrał mnie ze sobą
Ludzie nie mają prawa, ludzie zabić mnie nie mogą!
Nikt nie stoi, wszyscy dobrze się bawią
A może właśnie teraz, na pewno ktoś, na pewno ktoś umiera
I w czyichś ramionach wylewa łzy
Czy pomyślałeś, że to mógłbyś być ty?
Nikt nie stoi, wszyscy dobrze się bawią
A może właśnie teraz, na pewno ktoś, na pewno ktoś umiera
I w czyichś ramionach wylewa łzy
Może on, a może ona, najważniejsze, że nie ty
Otworzyła oczy, a Alex przestał grać. Po jej policzkach popłynęły kolejne łzy, ale w porę powstrzymała się przed wybuchnięciem płaczem. To był pierwszy wiersz po otrzymaniu wieści o śmierci rodziców.
-Wow-mruknął chłopak.
Dziewczyna otrząsnęła się z zamyślenia.
-Nie powinnam była-wzdrygnęła się Lily.
-Ale…-zaczął Alex.
-Koniec dyskusji.-ucięła.
Chłopak nie odezwał się już ani słowem.
Siedzieli razem nie odzywając się. Każde z nich myślało. Nie rozmawiali panowała kompletna cisza, ale żadnemu to nie przeszkadzało. W końcu zrobiło się ciemno, więc musieli się pożegnać. Po dobrych pięciu minutach biegu ruda weszła do domu Potterów na paluszkach. Jednak nawet gdyby tupała jak słoń, nikt nie zwrócił by na nią uwagi. Zajrzała do salonu i ujrzała płaczącą panią Potter.
-Co się stało?-przemogła się.
Kobieta podniosła czerwone oczy.
-Charles… on… on leży w szpitalu-zapłakała pani Potter.
Lily nie znosiła szpitali, a szczególnie od czasu, kiedy musiała przyjść do jednego po śmierci rodziców. Leżeli tam. Kazali jej patrzeć i potwierdzić czy to rodzice. To nie byli oni. Na twarzach tych obcych jej ludzi nie było ani cienia uśmiechu, ani koloru. Powłoka była ta sama. Reszta… Nie. Po jej policzku popłynęła łza, a za nią kolejne.
-Co mu jest?-spytała drżącym głosem ruda.
-Nie wiadomo czy z tego wyjdzie…
______________________________________________________________
Robi się tragicznie, ale mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Obejrzałam musical „Hair” i skończyłam tą notkę zaraz po skończeniu, czyli jeżeli ktoś oglądał to po wizycie na grobie Bergera. Popłakałam się i przez to taka tragiczna notka. Mam nadzieję, że postaracie się trochę bardziej jesli chodzi o komentarze. Przepraszam, że was tak o nie… męczę, ale muszę się dowartościować i wychodzi to w ten sposób… No dobra… Ten wiersz co napisała w nocy… taki sobie mi wyszedł, bo wymyślałam na poczekaniu… Co do tego zwrotu ‚O w ziemniora’ to proszę się nie śmiać z tego. Moja koleżanka tak mówiła, żeby nie przeklinać! A poza tym…
!9 dni do świąt!
Tak naprawdę jak opublikowałam tą notkę to był 17, więc tydzień, ale chcę żeby było zgodne z datą na górze. Nie wiem czemu dałam, że Lily to zaśpiewała… Może chciałam, żeby jakoś uzewnętrzniła ten swój smutek… No nic… Kończę
Jeszcze tylko zdjęcie i do napisania ;D !
Obrazek mi się skojarzył z tą i poprzednią notką
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz