-Co jest?-spytała zdezorientowana ruda.
Nakazał jej być cicho, a kiedy zamilkła wyszedł z cienia.
-Nie powinno mnie tu być, ale musisz wiedzieć pare rzeczy.-oznajmił siadając obok niej.
Spojrzała na niego pytająco.
-Charlie niedługo uzna cię pewnie za swoją własność. No wiesz coś jakby dziewczynę. Lepiej ją udawać. Dla własnego bezpieczeństwa. Ale zapamiętaj jedno. Nigdy mu nie ufaj. Widziałaś Priscillę i Mel? Jego dwie poprzednie… dziewczyny-powiedział.
Otworzyła usta ze zdziwienia.
-Lily?-usłyszała wołanie.
Odwróciła się, ale obok niej już nie było Severusa. Jakby zniknął. Po chwili obok niej siedział Alex.
-Zabieramy się za odnowę kościoła?-spytał uśmiechając się szeroko.
Ruda skinęła głową z niewyraźną miną. Ostrzeżenie Severusa ją zaniepokoiło. Może nie powinna iść dzisiaj i spotykać się z tymi dzieciakami?
-Hej, możemy przecież porobić coś innego, np. skoczyć do kina?-rzucił chłopak.
Ruda była mu wdzięczna za taką ofertę. Szczerze mówiąc chyba wolałaby przystać na propozycję chłopaka, ale obiecali pastorowi.
-Chciałabym, ale obiecaliśmy pastorowi, że mu pomożemy.-jęknęła.
-Dobrze Lily. Już milknę i natychmiast idziemy do kościoła.
Ruda uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością. Nie potrafiłaby mu odmówić, ale nie potrafiłaby też iść do kina wiedząc, że nie pastor czeka na nich z pracą.
To w ich przyjaźni ceniła sobie najbardziej. Rozumiał ją. Rozumiał, że stara się nigdy nikogo nie zawieść. Uwielbiała go za to.
* * *
Znowu świetnie się bawili odnawiając kościół i pracując by zarobić pieniądze. Kiedy skończyli Lily ruszyła w kierunek wzgórza na którym miała się spotkać z bandą. W głowie słyszała słowa Severusa. Dotarła na miejsce akurat, kiedy pojawił się Charlie. Był bez bandy.
-Hej Charlie! A gdzie jest banda?-spytała ruda.
-Myślisz, że wszędzie chodzimy razem?-spytał z ironicznym uśmiechem.
-No… w zasadzie to tak.-mruknęła zielonooka.
-Spotykamy się tutaj i na ogół spędzamy razem cały dzień.-wyjaśnił.
Ruda skinęła głową niezbyt pewna co powiedzieć.
-Tylko, że dzisiaj nie mogą przyjść. To może wybierzemy się nad potok?-zaproponował.
-Dobra, czemu nie.-stwierdziłam
* * *
Siedzieli nad potokiem do końca wieczora. Charlie śmiał się razem z nią, żartował i bawił się jakby był dzieciakiem dorastającym w normalnej, zdrowej rodzinie. Rudej zrobiło się lepiej, kiedy tak pogadali. Kiedy musieli się rozejść, chłopak zaproponował, że odprowadzi zielonooką do Doliny, chociaż ruda widziała, że skrzywił się składając tą propozycję.
-Nie musisz tego robić jak nie chcesz.-zaśmiała się cicho.
-No coś ty dla mnie to nic.-powiedział hardo, chociaż teraz krzywił się otwarcie.
-Dobra, ale uprzedzam. Żeby mnie odprowadzić musisz za mną nadążyć-uśmiechnęła się.
-Dobra. Biegniemy?-spytał.
Ruda wyszczerzyła się i puściła się biegiem, jednak Charlie po chwili ją dogonił. Biegli obok siebie. Co jakiś czas jedno prześcigiwało drugie. Ostatecznie dotarli do Doliny Godryka pół godziny później.
-Nieźle rudzielcu. Przebiegłeś 4 km w pół godziny i nie umarłeś. Zyskałeś mój szacunek.-uśmiechnęła się dziewczyna.
-Dzięki rudzielcu-odparł z szerokim uśmiechem.
Nastała krępująca cisza. Po chwili ruda przytuliła go niezdarnie i pobiegła do domu. Kiedy zamknęła za sobą drzwi pokoju, poczuła łzy napływające jej do oczu. Przez tyle dni starała się je ignorować, zajmując się na pozór błahymi czynnościami, ale w końcu ten jeden dzień, przeważył szalę. Wybuchła urywanym płaczem. Zamknęła drzwi na klucz. Na całe szczęście pani Potter siedziała u męża w szpitalu, więc tylko James mógł ją usłyszeć, a jego nie wpuściłaby do pokoju. Skuliła się na podłodze pod łóżkiem. Nie była tam widoczna, gdyż kapa na łóżku sięgała podłogi. Jedyny dźwięk, który mógł ją zdradzić to jej płacz. Leżąc tak, usnęła.
* * *
Obudziła się wcześnie rano. Wyczołgała się spod łóżka. Była rozleniwiona. Nic jej się nie chciało. O ósmej ktoś zapukał do drzwi. Otworzyła je. Na progu stał Alex.
-Lily. Idziemy?-spytał.
-Wiesz co Alex… Jestem dziś trochę zmęczona, przepraszam, ale chyba nie dam rady.-stwierdziła smutno.
-No nic. W razie czego to przyjdź do mnie. Wiesz jak trafić.-uśmiechnął się i odszedł.
Zamknęła drzwi i poczuła, że do jej oczu napływają łzy. Szybko otarła je wierzchem dłoni.
Wypiła kubek herbaty i poszła do swojego pokoju.
* * *
Dopiero około południa zdecydowała się wyjść. Ubrała się szybko i wyszła. Szła tam gdzie niosły ją nogi. Po jakimś czasie znalazła się w jakimś parku. Był tam duży plac zabaw. Popędziła na niego i wspięła się na drabinki. Po chwili wisiała na nich głową w dół. Kiedy była mała, taka pozycja pomagała jej uporządkować myśli. Wisiała tak dobry kwadrans, po czym zeskoczyła z zabawki i poszła dalej. Bywały niestety feralne dni, takie jak ten, kiedy nawet to nie pomagało. Za dużo myśli kręciło się w jej głowie. Szła tak, aż na kogoś wpadła. Zderzyła się z dziewczyną głową. W brunetce rozpoznała Deville, swoją sąsiadkę.
-Cześć Deville.
-Lily. Dawno się nie widziałyśmy. Poza tym nie poszłyśmy na zakupy. Co ty na to, żebyśmy poszły teraz?
-Jasne czemu nie…-westchnęła ruda.
Należał jej się przecież dzień odpoczynku.
-Polecę tylko do domu po pieniądze i lecimy kupować ciuchy.-uśmiechnęła się i już jej nie było.
Chwilę po jej zniknięciu pojawiły się zamaskowane postacie.
-Nie wiem jak wy, ale ja myślałam, że już mamy ją z głowy-zaszydziła dziewczyna.
Jej towarzysze przytaknęli gorliwie.
-Widzisz szlamo? Wszyscy mają cię już dość, więc może łaskawie umrzesz wreszcie?-prychnęła.
-Nie… Jakoś mi się nie spieszy-odparła ruda sarkastycznie.
Męczyło ją to prześladowanie przez ludzi w czarnych pelerynach.
-Powiem inaczej. Mój ojciec chce, żebyś była trupem, a ja mam tego dopilnować. Rozumiemy się?-powiedziała tonem, jakby mówiła do głupiego.
Jeden z jej towarzyszy wycelował w zielonooką tym patyczkiem, a w jej stronę poleciał niemal niewidoczny promień. Odskoczyła w porę. To coś tylko musnęło jej rękę. Poczuła jak kończyna sztywnieje. Nie mogła nią poruszać. Rudej zakręciło się w głowie. Przed oczami pojawiły jej się mroczki.
-Lily! Lily!-usłyszała jeszcze radosny krzyk Deville i odgłos jej stóp uderzających rytmicznie o drogę.
Lily upadła, ale nie poczuła twardego bruku. Ktoś ją złapał.
-Lily?-to był głos Deville.
Potrząsnęła głową i na nowo widziała ostro.
-Wróciłaś! Idziemy na te zakupy?-spytała.
Deville była nieco zdezorientowana i zmartwiona, ale kiwnęła głową.
Poszły spacerkiem w kierunku centrum znajdującego się w Dolinie Godryka. Po kwadransie Lily stała w wielkim centrum.
-To niewiarygodne, że takie wielkie centrum mieści się w takiej malutkiej wiosce.-szepnęła do siebie, po czym ruszyła za koleżanką na podbój sklepów.
____________________________________________________________
Cóż zacznę od tego. Dann dziękuję bardzo za cierpliwość i to, że nadal to czytasz. Nie mogłam sobie wyobrazić milszego zaskoczenia niż to, kiedy odwiedziłam tego bloga i zobaczyłam twój komentarz, jak czekasz na NN, więc ten rozdział dedykuję tobie. Zwykle nie dedykuję, ale zasłużyłaś . Poza tym…
Przepraszam, że mnie tak długo nie było. Nie miałam weny. Tak samo okaleczony jest mój drugi blog, więc to zjawisko ogólne, a nie tylko w tym opowiadaniu.
Wiem, że notka słaba, ale nie miałam siły wymyślić niczego lepszego. Pracowałam nad notką od 19 stycznia, więc chciałam już ją wreszcie dodać. Mam nadzieję, że rozumiecie.
Do zobaczenia wszystkim…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz